16 grudnia 2013, 09:13
Autor: Redakcja SwiatObrazu.pl
czytano: 16166 razy

Dobry kadr się broni sam - mówi autor aktów z serii Zodiak Arkadiusz Alosha Branicki

 Dobry kadr się broni sam - mówi autor aktów z serii Zodiak Arkadiusz Alosha Branicki

Przedstawiamy wyjątkową rozmowę z Arkadiuszem "Alosha" Branickim autora mistrzowskich aktów z serii Zodiak.

Przeszłość: początki i marzenia (nie tylko te fotograficzne)

Artur Kos: Pozwól, że na początek nieco Cię rozbawię. Czy Alosha marzył kiedyś o takiej sławie i ogromnych pieniądzach?

Arkadiusz "Alosha" Branicki:  No tak – rozbawiłeś.

Ani nie marzyłem, ani nie posiadam sławy, ani pieniędzy  żyję skromnie, a ostatni rajd wystawowy związany z zodiakiem nie do końca jest dla mnie zrozumiały. To znaczy mam oczywiście świadomość,  że trudniej się robi serię – nie można sobie pozwolić na swoistą "dowolność", stworzenie kilkunastu prac o w miarę przyzwoitym poziomie, ale związanych ściśle tematycznie – to nie łatwe zadanie. I może stąd wypływa zainteresowanie. Ale szczerze mówiąc są fotografie pojedyncze, które darzę większą sympatią. Cieszy mnie to zainteresowanie, ale "sławą" bym tego nie nazwał.

Co do finansów – powiedzmy sobie szczerze: bardzo okazyjnie wystawy łączą się z korzyściami finansowymi. Ale to mnie nie przeraża – od początku mojej przygody z fotografią zrobiłem założenie, że ma to być hobby. Coś co będzie mi dawało satysfakcję i radość – a nie powinno być źródłem zarobkowania. Przez ostatnie lata zbyt często widywałem dobrych fotografów decydujących się na życie z fotografii – i kończących swoją karierę na trzaskaniu "fuch", żeby opłacić czynsz czy skarbówkę. Nie chciałem i nie chcę tego. Teraz sprzedaż odbitek kolekcjonerskich czy prywatne sesje finansują mi moje hobby – a praca zarobkowa to zupełnie nie związane z tym zajęcie.

 

Fot. Arkadiusz "Alosha" Branicki

A.K.: Czy podejmowane decyzje miały wpływ na postrzeganie dzisiejszego świata?

A. A. B.: Zdecydowanie tak. Przynajmniej w temacie fotografii. Moja sympatia fotograficzna jest bardzo głęboko zakorzeniona w starym stylu. Można powiedzieć, że to takie "retro". Chyba w życiu też mam słabość do klasyki. Od muzyki – aż po modę.

A.K.: Czy każdy fotograf zaczynał od Zenitha lub Zorki, i czy każdy powinien zaczynać od podstaw?

A. A. B.: Nie wiem czy każdy. Ja się pod tym nie podpisuję. Oczywiście 20-30 lat temu przez chwilę bawiłem się zenitem czy smienką – ale nie ma to nic wspólnego z tym, co robię teraz.  Po tylu latach przerwy jakbym zaczynał od nowa. Fascynujące jest to, co daje nam współczesna technika. Aparaty cyfrowe, komputer zamiast ciemni, drukarki… to wspaniałe jak to ułatwia. Żeby nie było zbyt różowo - owszem, jestem zwolennikiem "zamiennego" używania cyfry i analogu. Daje to swoiste "otrzeźwienie" i wymusza większe skupienie i zastanowienie nad kadrem. Ale do analogu już bym nie wrócił. I nawet mityczna "głębia i plastyka" nie zmienią mojego zdania.

 

Fot. Arkadiusz "Alosha" Branicki

A.K.: Skoro przeszłość ma wpływ na to co robimy dzisiaj, to czego byś unikał jako nastolatek i posiadacz wehikułu czasu? Oczywiście w obszarze doznań estetycznych.

A. A. B.: Niczego! Jesteśmy sumą zdarzeń w naszym życiu. Wszystko co nas spotyka – wzbogaca nas, choć początkowo możemy widzieć tylko trudności wynikające z niepowodzeń czy potknięć. Ale to one sprawiają, że się "uczymy".

[kn_advert]

A.K.: Pierwsza publikacja - radość, zdumienie, niesmak?

A. A. B.: O tak – zdecydowanie radość. I duma. Potem – pokora. Mam świadomość, która jest dla mnie bardzo męcząca: że wciąż robię "za słabe zdjęcia". Nie wiem skąd, ale wciąż mam przekonanie, że powinienem każde ujęcie zrobić lepiej. Dokładniej. Staranniej. Bardziej się skupić, potrafić więcej. Radość trwa krótko – potem widzę w każdym ujęciu błędy, które powinienem poprawić.

 

Fot. Arkadiusz "Alosha" Branicki

Teraźniejszość

A. A. B.: Bardzo się cieszę z obecnego czasu – spełniłem kilka marzeń. Mogłem się wystawić w czasie trwania festiwalu z Tadeuszem Rolke, Jackiem Porembą i Wackiem Wantuchem. Wspaniałymi fotografami, którzy byli wielkimi artystami kiedy ja jeszcze szukałem swojej drogi. To dla mnie ogromna nobilitacja. Tym bardziej, że wciąż mam siebie za amatora. Pracuję na relatywnie słabym sprzęcie, moja pracownia ma 17m kw. 

Miałem też wystawę obok prac Ignacego "Walerego" Ostroroga. Fotografa aktu, który wyznawał podobną filozofię tyle, że sto lat temu. Wspaniale było móc patrzeć na własne prace obok jego dzieł i doszukiwać się podobieństw. 

No i w międzyczasie prezent jaki sobie zrobiłem – weekendowa sesja poświęcona baletowi. Nie mogę się doczekać.

 

Fot. Arkadiusz "Alosha" Branicki

 

A.K.: Dlaczego fotografia aktu kojarzy się negatywnie?

A. A. B.: Nie mam pojęcia. Czuję, że to bardzo niesprawiedliwe. Jeśli malarz namaluje obraz z nagością - z założenia wszyscy podchodzą do tego jak do sztuki. To samo dotyczy rzeźby czy innej dziedziny sztuki. Nagość w fotografii – najpierw jest odbierana jako możliwa perwersja, a dopiero później z czasem jest rewidowana. Przyczyn takiego stanu rzeczy jest pewnie wiele. Ale nie znam jednoznacznej odpowiedzi.

A.K.:  Czy faktycznie trzeba przekonywać społeczeństwo do nagości?

A. A. B.: Nie da się tego zrobić ani w dzień, ani w rok. Na to trzeba lat. Dlatego wielki jest mój szacunek dla Wacka Wantucha – człowieka, który od lat powoli, systematycznie "reformuje" poglądy widzów na akt. Mrówcza praca można powiedzieć. Dużo się już zmieniło – ale jeszcze sporo czasu upłynie zanim to się zmieni. Jeżeli w ogóle - bo pamiętajmy, że jest też druga część fotografów, którzy działają dokładnie w odwrotnym kierunku.

 

Fot. Arkadiusz "Alosha" Branicki

A.K.: Dlaczego tylko kobiety są pokazywane w całej swej atrakcyjności cielesnej, a mężczyźni sporadycznie? Faktycznie brakuje zainteresowania zarówno ze strony modeli, jak i odbiorców męskim ciałem czy brakuje "ciał" do pokazywania?

Tydzień temu miałem przyjemność pracować z mężczyzną. Jestem bardzo zadowolony z sesji. Może faktycznie, trudniej nam, mężczyznom, dostrzegać piękno w ciele tej samej płci. A może świadomość, że odbiorca chętniej patrzy na ciało kobiety. A może to, co mówisz – mężczyźni łatwiej sobie "wybaczają" niedoskonałości ciała i akceptują siebie takimi jakimi są i trudniej odszukać modela, który nam odpowiada. Wszystkie te czynniki prawdopodobnie się sumują i dlatego mniej jest aktów męskich.

A.K.: Kiedy praca przynosi Twojej duszy ulgę?

A. A. B.: Ta pierwsza ulga – kiedy widzimy w czasie sesji, że "światło się klei". Czyli, że obrazy wychodzą tak jak zamierzamy. To dla mnie bardzo ważna próba zawsze. Nie korzystam z zawodowych modelek (cokolwiek to znaczy), a ze zwyczajnych dziewczyn, pasjonatek fotomodelingu. One w pewnym sensie poddają się próbie pozując - nieudana sesja to może być jakiś zły sygnał dla kobiety, która nie jest pewna swojej wartości. Fotograf musi być świadomy tej odpowiedzialność. Druga ulga – kiedy podczas selekcji zdjęć wybieramy kadry do postprodukcji i już widać, że będzie coś ciekawego. Trzecia kiedy masz już gotowe zdjęcie. Czwarta  kiedy widzowie też widzą w tym coś pięknego.

 

Fot. Arkadiusz "Alosha" Branicki

A.K.:  Jak wspomniałeś, fotografia aktu nie jest prosta i łatwa jak uważają inni. Dlaczego wobec tego zajmujesz się nią?

A. A. B.: Ani nie jest tak prosta jak niektórzy uważają, ani tak trudna jak się obawiają. Przemyślany utwór… no właśnie: powinien być przemyślany. I to najważniejszy warunek. Bezmyślny kadr, do którego później dopiero dobiera się ideologię - to dla mnie porażka. Dobry kadr się broni sam. Obraz, do którego trzeba pisać pół strony opisu – to już coś mi obcego.

 

Fot. Arkadiusz "Alosha" Branicki

A.K.: Jeżeli tak to czy preferujesz zajęcia indywidualne czy zbiorowe? Jak to wygląda? Czy to jest taka sama podróż jaką odbył Michał Gonicki z Tadeuszem Rolke?

A. A. B.: No cóż – nie mam takiego doświadczenia ani życiowego, ani fotograficznego jak Pan Rolke. A czy zbiorowe czy indywidualne to już zależy od człowieka. Jedni dobrze się czują w małym gronie, mają swoje pytania, przemyślenia – inni wolą wspólnie się pokłócić, czasem pośmiać, a czasem podglądnąć jak przymierzają się do zdjęcia inni. Niebagatelną zaletą wspólnych warsztatów jest też możliwość zawarcia znajomości z innymi. Myślę, że najlepiej i tak i tak.

 

Fot. Arkadiusz "Alosha" Branicki

Przyszłość: kierunek - inspiracje - rozwój

A.K.:  Jesteś już sławny i bogaty - co dalej?

A. A. B.: Jak powiedziałem – ani nie jestem sławny, ani bogaty. I nie chce tego zmieniać. Najlepiej pracuje mi się w spokoju i skupieniu. Więc po najbliższej wystawie mam zamiar zaszyć się znów na co najmniej pół roku i zrealizować kilka swoich pomysłów.

A.K.: Czy jesteś otwartym człowiekiem na kontakt z innymi czy raczej ekscentrycznym ponurakiem zamkniętym w swojej pracowni?

A. A. B.: A nie można wybrać obu wariantów? Towarzysko – uwielbiam długie dyskusje przy kawie. Chociażby do białego rana. Ale pracować – lubię sam w pracowni. Może tak być? 

A.K.:  Gdzie można Cię spotkać, porozmawiać, pooglądać prace?

Chciałbym troszkę spauzować z wystawami i zająć się fotografowaniem. Na stałe mieszkam w Opolu i jeśli tylko mam czas, a ktoś zadzwoni czy napisze – zawsze chętnie spotykam się na kawę czy pogawędki.

 

Fot. Arkadiusz "Alosha" Branicki

A.K.: Zacząłem od wesołego, na pierwszy rzut oka pytania, a teraz potraktuję je nieco poważniej. Czy fotograf ma szansę na materialne utrzymanie na rynku, wśród 40 milionów fotografów w naszym kraju?

A. A. B.: No nie jest to wesołe pytanie chyba. Jak wspomniałem, mnie nie dotyczy, bo nie jest to moim źródłem utrzymania, ale widzę, że kolegom i koleżankom, którzy z tego żyją nie jest łatwo. Agencje korzystają z przypadkowych posiadaczy aparatów, płacąc im niewielkie stawki. To fatalne, że wielu z wspaniałych fotografów reporterskich czy studyjnych bierze wesela, komunie i wszystko jak leci, aby tylko jakoś związać koniec z końcem. Ale jak wspomniałem, to raczej oni muszą się wypowiedzieć na ten temat. Mnie ten temat bardzo nie dotyka – chociaż go dostrzegam.

 

Fot. Arkadiusz "Alosha" Branicki

 

 
 
Fot. Arkadiusz "Alosha" Branicki
 
 
 
 
Fot. Arkadiusz "Alosha" Branicki
 
 
Fot. Arkadiusz "Alosha" Branicki
 
 
 


www.swiatobrazu.pl