24 lipca 2015, 12:21
Autor: Joe McNally
czytano: 11716 razy

Jak naprawdę zrozumieć światło - radzi znakomity Joe McNally

Jak naprawdę zrozumieć światło - radzi znakomity Joe McNally

Zawsze traktowałem światło jak swoisty język, przypisując mu te same właściwości i cechy, które zazwyczaj kojarzone są ze słowem mówionym lub pisanym. Światło ma barwę i tonację, składnię i tembr, i jest nacechowane określonymi emocjami. Potrafi zaakcentować przekaz lub go złagodzić; ba, może całkowicie zmienić przesłanie obrazu. Umiejętnie użyte światło ma – podobnie jak język – moc informowania, wzbudzania emocji czy wręcz fizycznego i emocjonalnego motywowania ludzi do działania. Malowanie światłem! Dla każdego fotografa powinna to być elementarna, najważniejsza umiejętność. Dlaczego tak wielu miłośników fotografii pozostaje ślepych na walory tego pięknego języka bądź korzysta z niego jedynie w bardzo ograniczonym zakresie?

Znam fotografów z cudownym wyczuciem naturalnego światła i niezwykłą intuicją, którzy na widok lampy błyskowej dostają gęsiej skórki ze strachu. Inni potrafią cierpliwie godzinami czekać na odpowiednią porę dnia i mają dar dostrzegania garści fotonów odbitych od lusterka autobusu, które przez krótką jak mgnienie oka chwilę oświetliły twarz dystyngowanego dżentelmena, czytającego gazetę w ogródku pobliskiej kawiarni – lecz pod jednym warunkiem: że mają do czynienia z naturalnym światłem. Ci sami fotografowie będą patrzeć na sztuczne źródła światła z mieszanką lęku, nabożnego dystansu i obrzydzenia, jak przedstawiciele dzikich plemion w Walce o ogień patrzyli na magię ogniska.

Fot. Joe McNally

Miałem to szczęście, że początki mojej kariery, kiedy to kształtowały się podwaliny mojej fotograficznej wiedzy i intuicji, nierozerwalnie związane były  ze starej daty specami od fotografii reporterskiej, którzy od czasu do czasu wychodzili "w teren". Ci ludzie zaczynali dzień od odszukania wczorajszego, niedopalonego cygara, podciągali spodnie z kieszeniami, w których można byłoby upchnąć sterowiec, i przypinali do szerokich pasów 500-woltowy akumulator. Uzbrojeni w aparat klasy Speed Graphic (z pierścieniem zmiany przysłony zaklejonym na stałe w pozycji f/8) i lampę przypominającą tłuczek do ziemniaków, wyruszali na ulicę, strzelając fleszem na lewo i prawo. To, co dziś nazywamy błyskiem dopełniającym, w tamtych czasach potocznie określane było jako "synchronizacja ze słońcem". Żaden z nich nie zostawiłby swojej lampy błyskowej w biurze, podobnie jak kluczyków do samochodu lub parasola w deszczowy dzień.

Fot. Joe McNally

Ta filozofia powędrowała za nimi do epoki małoobrazkowej. Podczas rozgrywek baseballowych NY-KC w 1978 roku rozentuzjazmowany wpadłem do tymczasowej ciemni fotograficznej na stadionie Yankee. W garści trzymałem coś, co uznałem za fantastyczne zdjęcie na kliszy ISO 1600, zrobione w świetle jarzeniówek, w szatni. Jeden z zawodników pokonanej drużyny stał oparty o ścianę w morzu porzuconych w nieładzie koszulek swoich kolegów. Larry Desantis, redaktor zajmujący się wówczas edycją i retuszem zdjęć, człowiek, który nigdy nie odrywał oka od szkła powiększającego Agfy, przejrzał mój film i ze swoim najlepszym brooklyńskim akcentem powiedział: "Niezłe foty, młody. Ale wiesz co? Nigdy nie fotografuj w szatni bez flesza. Masz tę poradę ode mnie za friko".

Fot. Joe McNally

W jego ustach brzmiało to jak jakaś absolutnie słuszna, niepodważalna zasada. Już wówczas jednak działałem w tej zwariowanej branży na tyle długo, że wiedziałem, iż w fotografii nie ma czegoś takiego jak "bezwzględna słuszność". Czasami najlepsze zdjęcia powstają właśnie dzięki wyjściu poza utarte schematy. Pod pewnym względem rada Larr’ego była jednak zupełnie oczywista. Owszem, żeby dostrzec tę oczywistość, trzeba było odcedzić z niej pragmatyczną, do bólu racjonalną opinię kogoś, kto lubi mieć wszystko podane czarno na białym. Chodzi mi o użycie światła. Światło to jedyna rzecz, którą naprawdę mamy do dyspozycji. Jest naszym drogowskazem, lizakiem w ręku policjanta stojącego na skrzyżowaniu. Obserwujemy je, reagujemy na jego zmiany, staramy się wycisnąć z niego każdą kroplę esencji, znaczenia i emocji. Światło kieruje naszymi poczynaniami, my zaś staramy się pracować w jego rytmie.

Fot. Joe McNally

Mógłbym teraz w gładkich słowach napisać, jak to doznałem objawienia, które kazało mi spojrzeć na zalety lamp błyskowych w zupełnie innym – nomen omen – świetle. Mógłbym opowiedzieć o tym, jak odkryłem w sobie talent do posługiwania się nimi. Nie zrobię tego jednak. Nie będę kłamał. Wszystko, co umiem i wiem o świetle (dowolnego rodzaju!), jest efektem wytężonej pracy, setek porażek, wrodzonej ciekawości, eksperymentów i instynktu przetrwania. Już u progu swojej fotograficznej kariery zdałem sobie sprawę z tego, że nie mam ani elokwencji, ani umiejętności, które pozwoliłyby mi dyktować warunki swoim zleceniodawcom. "Robię tylko w czerni i bieli, tylko leiką, tylko w świetle zastanym". Nie. Ja chciałem współpracować z czasopismami,, moim przeznaczeniem było zostanie "fotografem od wszystkiego". Z tego względu błyskawicznie przyswoiłem sobie uniwersalną definicję światła zastanego, określającą je jako "każde możliwe światło, jakie masz pod ręką".

Fot. Joe McNally

Światło jest bowiem tylko światłem. To nie magia. To element naszej rzeczywistości. Musimy nauczyć się nim posługiwać i naginać je do naszej woli. Na warsztatach, które prowadzę, zawsze powtarzam słuchaczom, że ze światłem jest tak jak z piłką do koszykówki: odbija się od podłogi, od ścian i wraca. Pod wieloma względami praca ze światłem jest bardzo prosta.

Fot. Joe McNally

Biorąc pod uwagę nieskomplikowaną naturę światła, chciałbym przedstawić tu kilka równie prostych wskazówek, które ułatwią wykorzystanie go w pracy. Wszystkie te porady otrzymujesz w pakiecie z przypomnieniem: w fotografii nie ma "jedynie słusznych" reguł, których nie wolno łamać; nie ma unifikacji; nie ma prawd absolutnych, które można byłoby odnieść do każdej sytuacji. Każde zlecenie jest jedyne w swoim rodzaju i wymaga nieszablonowego podejścia, improwizacji, spontanicznych reakcji. Jeśli miałbym udzielić jakiejś "absolutnie słusznej" porady początkującemu fotografowi marzącemu o zawodowstwie, to na tym etapie mojej kariery mógłbym zdobyć się na jedną: rzuć w kąt wszelkie dyplomy ukończenia kursów artystycznych, szkół plastycznych i szkoleń w rodzaju "Jak odnaleźć w s obie zen" i zrób dyplom MBA. (Choć jeśli czytasz te słowa, to zapewne jest już na to za późno).

Fot. Joe McNally

 

Fot. Joe McNally

 

Fot. Joe McNally

 

Fot. Joe McNally

 

Fot. Joe McNally

 

Fot. Joe McNally

 

Fot. Joe McNally

 

 

Wprowadzenie

Porady

Do rzeczy. Oto garść Uniwersalnych Porad Joego o świetle. Warto je zabrać ze sobą na każdą sesję, podczas której wszystko wydaje się iść do miejsca, w którym kręgosłup swą szlachetną nazwę kończy.

Porada 1.

Zawsze zaczynaj od jednego światła. Kilka źródeł światła naraz to kilka potencjalnych problemów, które trudno wyodrębnić. Ustaw jedno światło. Zobacz, jak działa. Być może nie będziesz musiał dodawać drugiego. (Co oczywiście równie dobrze można zrozumieć następująco: Przyjrzyj się naturalnemu oświetleniu. Być może będziesz mógł zostawić wszystkie lampy w bagażniku).

Porada 2.

Ogólnie rzec biorąc, światło "ciepłe" jest lepsze niż "chłodne". Podczas robienia zdjęć portretowych przydaje się żelowy filtr ocieplający błysk lampy, który gwarantuje przyjemną kolorystykę zdjęcia. Nie oszukujmy się – ludzie wyglądają lepiej, jeśli ich skóra ma ciepły odcień. Innymi słowy, warto celować w wygląd "siedzę w eleganckiej restauracji, popijam dobre wino, a na moją twarz pada nastrojowe światło lampki" niż "wiszę na rzeźnickim haku w chłodni, przyrządzony a la rodzina Soprano". 

Porada 3.

Podczas pierwszego zwiadu w miejscu, w którym odbędzie się sesja, gdy gorączkowo próbujesz zorientować się, jak bardzo kiepski czeka Cię dzień, przyjrzyj się, skąd dobiega światło. Z sufitu? Z okien? Wpada przez drzwi? Zadaj sobie garść pytań: Czy zamierzam wykorzystać to, co zastanę, i będę co najwyżej korygował to czy owo, czy też lepiej będzie zrezygnować z naturalnego oświetlenia i użyć lamp? Czego oczekuje mój zleceniodawca? Ile mam na to czasu? Czy moje "obiekty" będą na tyle cierpliwe, że mogę pozwolić sobie na dwugodzinne rozkładanie sprzętu i próby, czy też raczej mam pi1)ć minut na ustawienie jednej lampy i zakończenie sesji tak szybko jak to możliwe? (Ta, tak. W trakcie wstępnych  oględzin przez Twoją głowę powinna przebiec setka rozmaitych, bardzo pragmatycznych pytań, albowiem to właśnie wynik tego zwiadu przesądzi o tym, gdzie umieścisz aparat i co z nim zrobisz. Biorąc pod uwagę rozmaite ograniczenia wiążące się z realizacją zlecenia poza studiem, terminami i trudnościami z umówieniem się z osobą, którą zamierzasz fotografować, może się okazać, że pierwsze zrobione zdjęcia będą jedynymi, jakie zrobisz w ramach danego zlecenia, toteż warto poświęcić dłuższą chwilę na wspomniane rozważania. Są bardzo istotne).

Porada 4.

Nawet ogarnięty euforią (lub przerażeniem) w trakcie sesji spróbuj się opanować i zrobić małe podsumowanie. Jeśli używasz teleobiektywu, spróbuj wyobrazić sobie tę samą scenę, lecz widzianą z drugiej strony sali przy użyciu obiektywu szerokokątnego. Pomyśl, co zmieniłaby żabia perspektywa, albo ujęcie z góry. Pamiętaj, że ostatnią rzeczą, jaką chciałby zobaczyć Twój zleceniodawca, jest kilkaset łudząco podobnych zdjęć, wykonanych z tego samego miejsca i wysokości. Zmień miejsce. Krąż. Nie wpadaj w pułapkę szablonowego myślenia i jednego obiektywu. W razie wątpliwości przypomnij sobie to, co zawsze tkwi gdzieś w mojej podświadomości podczas każdej sesji: "Jeśli masz zamiar powtórzyć tę sesję, zrób to od razu".

[kn_advert]

Porada 5.

Nigdy nie fotografuj w szatni bez flesza. (No dobrze, żartuję!)

Porada 6.

Realizując zlecenie, pamiętaj, że jedno soczyste przekleństwo w rodzaju "o, k….urczę", które nieopatrzne wymknie Ci się podczas pracy, zniweczy co najmniej trzy wcześniejsze pochwały i zachwyty.

Porada 7.

Najtrudniejszą rzeczą związaną ze światłem nie jest światło samo w sobie, lecz opanowanie go. Każdy głupi potrafi otworzyć parasol studyjny i ustawić go na statywie. Umiejętność pertraktowania ze światłem, przekabacenia go na swoją stronę, wydobycia całej gamy różnych walorów ze zwykłego cienia i płaskiego koloru wymaga doświadczenia i wysiłku. Kurtyny, osłony, plastry miodu, wrota do lamp, filtry żelowe, a nawet kawałek zwykłego obrusu przyklejony taśmą gaffa do lampy pomoże Ci ujarzmić niekontrolowaną eksplozję fotonów, która następuje w chwili wyzwolenia lampy. Jeśli będziesz dostatecznie długo ćwiczył różne sposoby kontrolowania światła, to z pewnością opanujesz subtelne różnice pomiędzy technikami oświetlania i nauczysz się oświetlać pana Janka inaczej niż panią Kasię. (Mała wskazówka: Jeśli chcesz, by coś wyglądało bardziej interesująco, to nie oświetlaj tego czegoś w całości).

Porada 8.

Biała ściana może być przyjacielem albo wrogiem. Białe ściany są niezastąpione, jeśli chodzi o odbicie i rozproszenie światła, i nadają kompozycji wspaniałą lekkość, lecz kompletnie nie nadają się do ocienionych, pełnych dramaturgii portretów. Z tego względu zawsze zabieram ze sobą rolki czarnej, karbowanej bibuły, która po przyklejeniu do ścian papierową taśmą przemienia zwykły pokój biurowy w czarną dziurę, w której mogę pokierować światłem dokładnie tak, jak tego potrzebuję.

Porada 9.

Eksperymentuj! Gdzieś z tyłu głowy powinieneś mieć wirtualny notatnik (jeśli wolisz, załóż prawdziwy), w którym będziesz spisywał sprawdzone, skuteczne sztuczki. Bynajmniej nie chodzi mi o to, abyś za każdym razem używał tych samych metod; wręcz przeciwnie. Niemniej w krytycznej sytuacji, pod presją czasu, musisz umieć błyskawicznie sobie poradzić. Zadziałać intuicyjnie. Kwestie techniczne nie mogą utrudniać Ci zrealizowania zamierzonej wizji na zdjęcia. Nawet najbardziej wyrafinowane lampy błyskowe, nakładki, statywy i softboksy są tylko narzędziami – powinny pomagać, a nie przeszkadzać w pracy. Wszystko to służy do realizowania określonych zamierzeń, do wyrażenia na zdjęciu tego, co chciałbyś przekazać odbiorcy.

Porada 10.

Mała uwaga do poprzedniej porady: nie oświetlaj wszystkich fotografowanych osób w ten sam sposób. To nudne! Twarz Clinta Estwooda wymaga zupełnie innego oświetlenia niż na przykład twarz Pameli Anderson.

Porada 11.

Jeśli zaczniesz dostawać zlecenia na fotografowanie takich ludzi jak Clint albo Pamela, to z pewnością nie będziesz już potrzebował moich porad.

 

Fragment pochodzi z książki "Fotografia doskonała. Jak kreować magię cyfrowego obrazu", którą SwiatObrazu.pl objął patronatem medialnym

 



www.swiatobrazu.pl