24 września 2015, 12:18
Autor: Redakcja SwiatObrazu.pl
czytano: 8504 razy

Jak powstały nagrodzone fotografie laureatów konkursu Vintage Grand Prix 2015

Jak powstały nagrodzone fotografie laureatów konkursu Vintage Grand Prix 2015

Zwycięzcami konkursu Vintage Grand Prix 2015 organizowanego w ramach I Międzynarodowego Festiwalu Miłośników Fotografii Analogowej – VINTAGE PHOTO FESTIVAL zostali: Anita Andrzejewska, Marzena Kolarz i Piotr Cieśla. W jury zasiedli eksperci zajmujący się współczesną fotografią - m.in.: Maria Teresa Salvati - redaktor naczelna i założycielka Slideluck Editorial: nowej platformy prezentującej najlepsze prace fotograficzne z wydarzeń Slideluck na całym świecie, czy Adam Mazur - krytyk, historyk sztuki i amerykanista, redaktor naczelny magazynu SZUM. Laureaci konkursu opowiedzieli nam o nagrodzonych projektach. Zapraszamy do lektury.

I miejsce zajęła Anita Andrzejewska

"Niespiesznie". Technika: tradycyjna fotografia srebrowa (film małoobrazkowy, autorskie powiększenia ciemniowe).

"Jest pewien stan zatrzymania, w którym nieistotne są komentarze i uwagi, a widzenie rzeczy takimi jakie są, staje się czymś prawdziwym". Chogiam Trungpa Rinpocze

"Niespiesznie" to cykl kilkudziesięciu fotografii, które powstały w czasie kilkukrotnych podróży do Birmy. Odwiedzałam ten kraj w momencie przełomowych zmian politycznych. Borma nękana była biedą, brutalnym reżimem i konfliktami etnicznymi. Te wydarzenia i atmosfera im towarzysząca budziły we mnie głęboką empatię i emocje - to wszystko miało ogromny wpływ na moje postrzeganie tego kraju. Jednak w fotografii próbowałam sięgnąć głębiej i bardziej osobiście - w stronę ducha tego miejsca aby stworzyć uniwersalną opowieść o ludziach, pejzażu i przedmiotach.

[kn_advert]

Moim celem nie było tworzenie zdjęć w celu zilustrowania idei projektu, ale bezpośrednie zaangażowanie i kontakt z otaczającym światem. To się wydarza w momencie, kiedy faktycznie zaczynam widzieć to, na co patrzę, zanurzam się w rzeczywistości i zapominam o sobie jako obserwatorze. Najważniejszy w tym procesie jest stan umysłu: świadoma uważność, otwartość i świeżość, czyli jakości właściwe kontemplacji.  Wszelkie z góry przyjęte koncepcje tylko przeszkadzają.

W praktyce wygląda to tak, że po prostu wędruję  z aparatem ze świadomością, że każda rzecz ma swoje miejsce, nic nie muszę zmieniać ani interpretować, a tylko zauważyć to, co jest. Zaglądam do knajpek, przysiadam się do ludzi, nawiązuję kontakt, często pozawerbalny ze względu na nieznajomość języka, czasami przesiaduję tam godzinami, wracam dzień po dniu. Tak jak do bazarowej herbaciarni nad jeziorem Inle, w której wypiłam litry słodkiego czaju i fotografowałam piękne twarze starych mężczyzn. Niekiedy zdarza się dotknąć sfery sacrum, kiedy stary garnek, genialnie oświetlony promieniem słońca, przypomina mistyczną, martwą naturę Francesco de Zurbarana.  

Fot. Anita Andrzejewska

Fot. Anita Andrzejewska

Fot. Anita Andrzejewska

 

 

Anita Andrzejewska

Marzena Kolarz

 

II miejsce zajęła Marzena Kolarz

Tytuł mojej serii to skrót używany przy nazwie ostrej białaczki limfoblastycznej. Z encyklopedii "ostra białaczka limfoblastyczna ( ALL - acute lymphoblastic leukemia) to choroba nowotworowa wywodząca się z prekursorów linii limfocytów B lub T". Moja seria właśnie o tym opowiada, z tym że w bardzo subiektywny i osobisty sposób.

Ponad 2 lata temu moja 3 letnia córka zachorowała na tę właśnie okropną chorobę. Przez ten czas, choroba, szpital, leczenie, uciążliwości i niepokoje stały się codziennością naszej rodziny. Ta seria jest czymś w rodzaju katharsis, próbą zamknięcia emocji i przeżyć w obrazach.

[kn_advert]

Wykonałam te fotografie w technice mokrego kolodionu, a dokładnie w jej wprost-pozytywowej odmianie, czyli ambrotypii. Wybór techniki był nieprzypadkowy. Po pierwsze widzę silny związek z medycyną, wszak kolodion był dawniej używany w medycynie do opatrywania ran a eter do usypiania. Ale nadto czystość którą trzeba zachować, niemalże sterylna oraz ostrożność przywodzą mi w pamięci chwile, w których opiekowaliśmy się córeczką. Pokusiłam się o to, by płyty czyścić tym samym środkiem, którego używałam przy pobieraniu krwi lub czyszczeniu wejścia centralnego. Kolejny powód to duża ilość czerni, która w naszej kulturze wiąże się ze śmiercią i żałobą. Również tego przez ostatnie lata nie zabrakło w naszym życiu, kilkakrotnie żegnaliśmy niestety dzieci, które walkę przegrały. Ale najważniejszy powód wyboru tej techniki pozostawiłam na koniec. To technika bardzo podatna na błędy, a dodatkowo błędy te stają się wizualnie interesujące (tu warto nadmienić, że nie zależało mi na braku niedoskonałości). Bo dla mnie choroba, a już szczególnie tak bardzo ciężka i w dodatku dotykająca dziecka to rodzaj błędu - niedoskonałości, który zdarzył się w naszym życiu.

Użyłam do zbudowania tych obrazów wizerunku mojej córeczki, jej zabawek, rzeczy które używaliśmy w szpitalu i domu (maseczki, bandaże) i owadów oraz roślin (to one symbolizują w moich pracach życie i śmierć).

Każde zdjęcie jest o jakimś elemencie tego życia i choroby, lub o jakimś zdarzeniu, momencie.

Pozwolę sobie po kilka zdań napisać o każdym z nich:

Łysa Lalka. Wróciliśmy do domu po długim pobycie w szpitalu. Weszłam do pokoju córki a ona właśnie skończyła pozbawiać lalkę włosów, upodabniając ją do siebie i swoich koleżanek z oddziału. Dzieci chcą się bawić lalkami podobnymi do siebie, ślicznymi ale łysymi. Fot. Marzena Kolarz

Pogrzeb. Miesiąc po diagnozie zmarło pierwsze dziecko, z którym byliśmy związani. Wtedy dowiedziałam się, że na pogrzeb dziecka przynosi się białe kwiaty symbolizujące niewinność. Na tym pierwszym pogrzebie znad ukwieconego i ubielonego grobu dwa białe motylki wzleciały do nieba. Potraktowałam to bardzo symbolicznie. Na mojej fotografii kwiaty są suche, a biel jest bardzo brudna, niemalże czarna... Fot. Marzena Kolarz

Motylki. To pieszczotliwa nazwa wenflonów na oddziałach dziecięcych. Panie pielęgniarki takiej nazwy używają, żeby dla dzieci igły nie były aż tak straszne. Kiedy udało się w końcu zdiagnozować moją córeczkę, motylki już ją obsiadły wszędzie, nie było ani jednej żyły, w którą mogłyby się wbić (miała wenflony nawet na stopach). Nie udało mi się umieścić tylu motylków ile miała moja córeczka... Fot. Marzena Kolarz

Biedronki. A to nazwa pieszczotliwa na kropelki krwi, niemalże codziennie Panie Pielęgniarki łapały biedroneczki do rureczki. Fot. Marzena Kolarz

Zabawki. Ulubioną zabawą mojej córeczki było pobieranie krwi zabawkom i robienie im punkcji. A nagrodą za bycie grzecznym był zestaw pielęgniarki: czyli rękawiczki, gaziki, probówki. Ja połączyłam to z ogromnym uczuciem uwięzienia i ograniczenia, które jest wszechobecne w tej chorobie. Fot. Marzena Kolarz

Bladość. Krew to nasz barwnik. Dzieci podczas chemioterapii są blade, niemalże białe. Kiedyś patrząc na dzieciaki pomyślałam o tym jakby wyglądał świat bez barwników i stąd ten biały liść. Fot. Marzena Kolarz

Maseczki. To rodzaj więzienia, zniewolenia. Czasem nosiła je córeczka, czasem my. Zakłada się je wtedy gdy dziecku spada odporność z powodu niskiego poziomu leukocytów we krwi. Wszystko jest wówczas dla chorego groźne. Spanie w maseczce, życie w maseczce. Ja w mała maseczkę ubrałam jednorożca, symbol dziecięcych marzeń i magii.  Fot. Marzena Kolarz

Punkcja. Najgorsze badanie dla Rozalki. Wielka igła. Wbijana w kręgosłup. Myślę, że miała ich ponad 20. Nie liczyłam. Fot. Marzena Kolarz

Tabletki jak cukierki. Fot. Marzena Kolarz

Słonik. Co ma dwie trąby. Tak jak na Wyspach Bergamutach. Słonik czyli wejście centralne. Wielki przyjaciel Rozalki, dzięki niemu nie trzeba było zakładać nowych motylków i kłuć. Kiedy postanowili go wyjąć, Rozalka płakała za nim całą noc przed operacją i zaraz po przebudzeniu z narkozy. Fot. Marzena Kolarz

 

 

Piotr Cieśla

 

III miejsce zajął Piotr Cieśla

Reportaż pochodzi z 1981 roku. Robiłem go przez prawie cały rok w Domu Opieki Społecznej w M. pod Warszawą.  Pacjenci to chłopcy do 18 roku życia. Pani dyrektor przetrzymywała starszych, by jak najpózniej trafiali do domów dla dorosłych

Ponieważ materiał jest dość obszerny, w tym cyklu zdecydowałem się na portrety chłopców, rezygnując z typowo reporterskich aspektów reportażu.

Wystawa zdjęć odbyła się w 1982 roku w stanie wojennym, ale po paru dniach z powodu ingerencji cenzury została zamknięta. Chodziło o plakat do wystawy przedstawiający chłopca w kaftanie bezpieczeństwa za płotem. Plakat nie został dostarczony do zatwierdzenia cenzurze.

[kn_advert]

Od tego czasu zdjecia te nie były nigdzie pokazywane ani publikowane. Jak sie orientuję, jest to jedyny w historii fotografii polskiej reportaż z domu opieki społecznej dla umysłowo chorych. Jeżeli podobne materiały istnieją, były realizowane wyłącznie w celach szkoleniowo-dydaktycznych.

Całość zrealizowana na czarno-białym  filmie małoobrazkowym.  Zdjęcia zostały zeskanowane dla potrzeb konkursu Vintage

 

Fot. Piotr Cieśla

Fot. Piotr Cieśla

Fot. Piotr Cieśla

 



www.swiatobrazu.pl