24 sierpnia 2008, 12:46
Autor: Anna Cymer
czytano: 7328 razy

Jak zadebiutować w świecie fotografii? - relacja z dyskusji specjalistów

Jak zadebiutować w świecie fotografii? - relacja z dyskusji specjalistów

Pod koniec czerwca, z inicjatywy Warszawskiej Szkoły Reklamy, odbyła się dyskusja pt. "Jak zadebiutować w świecie fotografii?". Wzięły w niej udział osoby na różne sposoby związane ze światem fotograficznym. Publikujemy obszerne fragmenty tej debaty - może będą pomocne młodym fotografom.

Warszawska Szkoła Reklamy zaprosiła do udziału w dyskusji na temat trudnej sztuki debiutu w świecie fotografii, która odbyła się 30 czerwca 2008 r. w Centralnym Basenie Artystycznym w Warszawie. Panel towarzyszy finisażowi wystawy „Małe – Wielkie światy” studentów i absolwentów Warszawskiej Szkoły Reklamy: Szymona Gosławskiego, Anny Zakrzewskiej, Filipa Zwierzchowskiego, Piotra Gamdzyka i Katarzyny Rucińskiej.


Uczestnicy dyskusji: od lewej Artur Waczko, Katarzyna Żebrowska, Katarzyna Majak, Iza Rusiniak

W dyskusji udział wzięli: Anna Cymer (krytyk fotografii; obecnie publikuje na łamach portalu ŚwiatObrazu.pl i w miesięczniku „Biuletyn Fotograficzny ŚwiatObrazu"); Katarzyna Żebrowska (współwłaścicielka galerii Luksfera w Warszawie); Oiko Petersen (fotograf); Katarzyna Majak (fotograf, wykładowca fotografii i multimediów); Iza Rusiniak (dyrektor galerii Desa Modern Domu Aukcyjnego „Desa Unicum"); Zbigniew Tomaszczuk (fotograf, wykładowca fotografii m.in. w WSR); Artur Waczko (prekursor edukacji w zakresie reklamy i marketingu w Polsce, prezes Warszawskiej Szkoły Reklamy). Patronat medialny na dyskusją objęły: Independent.pl, Artinfo.pl, Mediarun.pl, Świat Obrazu.pl, „Biuletyn Fotograficzny ŚwiatObrazu„.


Od lewej: Anna Cymer, Oiko Petersen, Zbigniew Tomaszczuk

Artur Waczko: Czy w Polsce debiut w świecie fotografii jest obecnie możliwy?
Katarzyna Żebrowska:  Myślę, że jest możliwy, o ile fotograf jest zdeterminowany, ma dobre zdjęcia i umie przekonać do swojego projektu.

AW: A jeśli ma dobre zdjęcia, ale nie ma siły przebicia?
Katarzyna Majak: To gorzej. (…) Dziś trzeba mieć nie tylko dobre zdjęcia i siłę przekonywania, ale także znać odpowiednich ludzi. Cały ten mechanizm opiera się na ludziach, którzy go organizują: właścicielach galerii, kuratorach, krytykach. Osoba, która mieszka na prowincji, jest nieśmiała itp. jest skazana na porażkę. Nikt o jej pracach nie wie. Trzeba umieć się sprzedać.
(…) 
Iza Rusiniak: Debiut artystyczny jest zawsze bardzo trudny. Na jego powodzenie składa się kilka rzeczy: znajomości odpowiednich ludzi, wartość artystyczna prezentowanej twórczości, oraz oczywiście szczęście, które często polega właśnie na spotkaniu właściwych ludzi, w odpowiednim momencie. Twórców, którzy mają coś do zaprezentowania, jest bardzo wielu, i to w każdej dziedzinie artystycznej. Fotografia wydaje się tu szczególnie trudnym tematem. Nadmiar wizualności wokół nas powoduje, że bardzo trudno jest go oceniać, a w związku z tym, trudno się wypromować i wypromować kogoś.
KM: Na początku twórca powinien się zdecydować, jaki typ fotografii chce uprawiać. Dla każdego rodzaju fotografii inne rzeczy są ważne: inne miejsca, w których należy bywać, inni ludzie, których należy znać, inne konkursy czy przeglądy. 
Anna Cymer: (…) Debiut można rozumieć w różny sposób. Dla jednego debiutem jest wystawa w galerii, dla kogoś innego debiutem jest sprzedanie zdjęcia newsowego do gazety codziennej. Ważne, żeby już na początku kariery wiedzieć, czego się chce. (…)
Oiko Petersen: Wielu wydaje się, że znajomości to bardzo znacząca sprawa. Mam za sobą pierwszy projekt, ale był to debiut, którym jestem w pełni usatysfakcjonowany. Wiem, że nie znajomości były w nim najważniejsze. (…) Moja wystawa miała początkowo znaleźć się w jednym z warszawskich klubów, i to wcale nie najlepszym. Pracując nad projektem, choć był w pełni moją kreacją, robiłem to trochę jak na zamówienie. Wiele się w trakcie tej realizacji uczyłem. W moim przypadku zaprocentowała konsekwencja i czas poświęcony na przygotowanie tego debiutu. Chciałbym podkreślić, że nie warto zaczynać od czegoś  małego. Należy dopracować duży projekt i zadbać, żeby debiut był zauważony.
Zbigniew Tomaszczuk: Można oczywiście zadebiutować, tylko warto się zastanowić, co z tego wynika. Chyba ok. 1985 roku pojawił się bardzo ciekawy tekst w piśmie „Obskura” autorstwa Jerzego Buszy na temat debiutu. Opisywał tam problemy, jakie mają autorzy, którzy chcą  w Polsce zadebiutować. Przywoływał tam przykład Leszka Golca. Leszek Golec jest w tej chwili najważniejszym z polskich artystów posługujących się m.in. fotografią. To świadczyłoby o tym, że można zadebiutować z sukcesem. Chodzi mi jednak o to, że większość osób, które próbują zadebiutować, nie ma świadomości, w jakim są miejscu, z jakiego punktu stratują. Najpierw trzeba się zorientować, czym w ogóle jest fotografia w tej chwili, jak ona funkcjonuje na świecie, co można za pomocą fotografii przekazać, i do tego należy odnieść twórczość własną. Inaczej mówiąc, ja ciągle mam niedosyt teoretycznej refleksji na temat fotografii. Bo zadebiutować, czyli pokazać zdjęcie gdziekolwiek, jest łatwo, natomiast zadebiutować świadomie, czyli wiedzieć. w jaki moment się wpasować, to jest konsekwencja głębszej świadomości. I trzeba chodzić do szkoły!
AC: Wystawa „gdziekolwiek” to nie jest debiut. To kompletnie nic nie znaczy. Jest fajnie, bo można zaprosić znajomych na wernisaż i zrobić imprezę, ale to nie jest debiut w fotografii. Poziom świadomości i wiedzy wśród młodych osób, które chcą debiutować jest bardzo mały. Moim zdaniem nie można być fotografem, nie interesując się fotografią jako sztuką. Nie wiem, czy szkoła jest konieczna, choć oczywiście dobrze jest uczyć się od mądrzejszych.  W dobie internetu, czasopism, książek i albumów, wszystko jest na wyciągnięcie ręki. Można uczyć się samemu. Podstawą jest wiedza. Trzeba oglądać cudze zdjęcia, oglądać miliardy zdjęć, dobrych, złych, rożnych. I dopiero wtedy zacząć myśleć sobie, o tym, jakie chcę realizować zdjęcia, i co dalej z nimi robić.
KŻ: Tak. Najpierw oglądać cudze prace, chodzić na wystawy, a dopiero potem myśleć o swoim projekcie. Warto też, żeby fotograf umiał coś na temat swoich zdjęć napisać, chociaż kilka zdań, żeby umiał sprecyzować, o czym myśli. Brak myślenia owocuje częstą sytuacją, że w portfolio, jakie nam prezentuje młody człowiek, znajduje się najpierw kilka dobrych zdjęć, np. reporterskich, a potem przysłowiowa „krówka na trawie”…
(…)
KM: Koniecznie trzeba powiedzieć o przygotowania portfolio. Idę do galerii, chcę się pokazać, muszę to zrobić w odpowiedni sposób. Szkoły tworzenia portfolio nie uczą. A trzeba je zrobić prawidłowo.  Zazwyczaj w portfolio młodych fotografów można znaleźć kompletny misz-masz, pomieszane zdjęcia, niepowiązane w cykle, po prostu wybór pojedynczych dobrych fotek z kilku tematów, takich, które wychodzą każdemu, kto ma jakieś pojęcie o fotografii i dobry aparat. Byłam teraz recenzentem na Miesiącu Fotografii w Krakowie. Widziałam tam bardzo fajnie przygotowane portfolio obok rzeczy strasznych. Przygotowanie portfolio, przemyślenie w jakiej ma być formie to bardzo ważna kwestia. Należy zdecydować o układzie zdjęć, zasadzie prezentacji projektów. Moje portfolio pokaże też, że szanuje własne zdjęcia, swoją pracę.
IR: Mając określony profil swojej twórczości, a tym samym wiedząc, jakiego rodzaju debiut nas interesuje, musimy sprofilować także portfolio: inne przygotować, kiedy idziemy rozmawiać o publikacji w mediach, a inne, kiedy o aukcji fotografii czy sprzedaży galeryjnej.
(…)
OP: Najważniejsze to robić swoje. Bardzo dużo mówimy o strategiach debiutu, a jestem przekonany, że jeśli ktoś będzie uczciwie i konsekwentnie pracował i robił to, co wypływa z jego wnętrza, to  zawsze zostanie zauważony. Nie wierzę w coś takiego, jak wymyślanie na siłę projektu wg określonej mody. Nie wierze też, że można usiąść i wymyślić skuteczny debiutancki projekt i zrealizować go wg tego planu. Dochodzenie do projektu nie może być kwestią strategii i siedzenia w domu, to efekt funkcjonowania w kulturze wizualnej, wystaw, książek, filmów, które inspirują. Praca nad projektem to nie jest wymyślanie, tylko odgrzebywanie pokładów wiedzy i inspiracji. Chciałbym przestrzec przed wymyślaniem modnych tematów.
(…)
AW: Ilość pieniędzy wydawana w Polsce na dobra luksusowe czy na sztukę tradycyjną jest niewspółmiernie większa niż na fotografię. Dlaczego?
KM: To jest kwestia kulturowa. Polacy za sztukę uważają malarstwo i w zasadzie tylko je szanują. Fotkę każdy może sobie przecież pstryknąć. Podejście do fotografii np. w USA jest zupełnie inne, tam jest ona sztuką narodową.
KŻ: Pamiętam, kiedy zaczynałyśmy prowadzić Luksferę, cztery lata temu, to była ona pierwszą galerią fotograficzną w Warszawie. Yours otworzył się miesiąc po nas, a w Polsce była jeszcze tylko galeria w Krakowie, aktywowana przez Gazetę Antykwaryczną. Przez pierwszy rok, kiedy ludzie przychodzili do nas na wystawy i wchodzili do biura, gdzie jest oferta zdjęć do sprzedaży, patrząc na ceny, wielokrotnie mówili: „tyle pieniędzy!, za to!, ja sobie sam takie zrobię”. Teraz takich relacji już nie ma. Edukacja zdobiła swoje.
(…)
AW: Kto decyduje o tym, co jest, a co nie jest sztuką? Kto decyduje, co w sztuce jest obecnie modne?
ZT:
To proste. Decydują osoby 20 lat później. Potrzebna jest weryfikacja czasu. Na bieżąco niezmiernie trudno jest kreślić ranking twórców. W historii fotografii można mówić o krokach milowych, o osobach, które wytworzyły pewną ważną jakość. Ale w czasie, kiedy to robiły, wcale nie było to wiadome.
Debiut w galerii, nawet prestiżowej, o niczym nie decyduje, nie przekłada się ani na sukces rynkowy, ani na zaproszenia z kolejnych galerii. Nie ma u nas – póki co – zwyczaju, aby galerie promowały swoich twórców. Dlatego mówiąc o ważnych galeriach, wymieniamy Fundację Foksal, Zderzak czy Raster, bo oni tę promocję twórcy realizują. Brak promocji powoduje, że udział w prestiżowej wystawie zbiorowej czy indywidualna ekspozycja w dobrej galerii nie gwarantuje sukcesu rynkowego czy krytycznego, nie pociąga za sobą mechanizmu, że debiut jest czymś, co potem będzie się rozwijało. Tu jest problem.
AC: Chciałabym wrócić do pytania o to, kto decyduje co w fotografii jest dobre. Nie wymienię oczywiście listy nazwisk. Jestem jednak przekonana, że gdyby nasza rozmowa miała miejsce za 10 lat, to wszystko wyglądałaby zupełnie inaczej. Zmiany rynku fotografii zachodzą teraz, na naszych oczach. Wszystko wykształca się w tej chwili. Jeszcze pięć lat temu tego rynku nie było go w ogóle. Mam nadzieję że za jakiś czas pojawi się też profesjonalna krytyka fotografii, bo obecnie czegoś takiego nie ma. I nie mówię tu o pismach fotograficznych, choć ich rynek też jest nędzny, ale o prasie codziennej, gdzie można znaleźć recenzje wystaw sztuki czy filmowe, a fotograficznych brak. Decydują obecnie kuratorzy, ale powinni także decydować krytycy. Wszędzie na świecie jest tak, że krytyk ma prawdziwą władzę. Taki krytyków w Polsce nie ma.
(…)
AW: Czy galerie poszukują ciekawych młodych twórców?
OP: To się chyba nie zdarza. Aby zaczęły szukać, najpierw muszą gdzieś zobaczyć prace autora. Ja swój projekt zgłosiłem na Fotofestiwal w Łodzi do Programu Otwartego. Gdyby nie Łódź, to moje prace nie zostałyby pokazane w prestiżowych miejscach, i nie wiem, czy w ogóle trafiłyby do obiegu galeryjnego. Debiut, który został zauważony, czyli że o nim pisano, został dobrze przyjęty przez krytykę itp. niesie pozytywne następstwa. Tak się stało w moim przypadku. Dzięki pierwszemu projektowi i szumowi medialnemu, jaki mu towarzyszył, mam teraz możliwość pracy nad  kolejnymi projektami. Są już osoby i instytucje, które tymi projektami są zainteresowane. To dla mnie bardzo ważne, że pracując nad kolejnym projektem, wiem, gdzie i kiedy go pokażę.
KŻ: Oiko wysłał swoje zdjęcia na Fotofestiwal. Jest faktycznie kilka imprez fotograficznych czy miejsc, w których warto się pokazać i ma to znaczenie dla późniejszej kariery. Zawsze jestem na wszystkich festiwalach fotograficznych  i staram się oglądać prepozycje młodych ludzi. Czasami spośród nich coś wybieram. Wielu młodych fotografów zgłasza się też do nas bezpośrednio. Mamy też nawiązaną współpracę ze szkołami fotograficznymi, które rekomendują nam swoich studentów.

AW: Jak promujecie autorów?
KŻ: Przede wszystkim realizujemy wystawę, a jak współpraca się układa, to po jakimś czasie kolejną. Takim przykładem jest tu choćby Przemek Pokrycki, którego dyplom pokazywałyśmy jeszcze w momencie, kiedy Luksfera nie miała swojego stałego lokalu, potem prezentowałyśmy jego prace na Festiwalu w Łodzi pod szyldem Luksfery, następnie pokazałyśmy kolejną jego dużą wystawę, co zbiegło się z otwarciem galerii we własnej przestrzeni. Ta współpraca dała mu szansę na zaistnienie w obiegu artystycznym, choć na co dzień zajmował się reportażem. Stąd jego obecność na „Nowych dokumentalistach” czy ubiegłoroczna duża wystawa indywidualna w Galerii Starmach w Krakowie.
(…)
AW: Czy dobry debiut artystyczny przekłada się na sukces zawodowy, finansowy?
KM: Z fotografii żyją nieliczni młodzi twórcy. Ja przede wszystkim uczyłam angielskiego i robiłam fotografię użytkową. Z tego co wiem, to tylko Fundacja Galerii Foksal udziela swoim twórcom takich stypendiów, że mogą oni być wyłącznie artystami. Kilka innych galerii daje pieniądze na projekty.
OP: Ja też dorabiam fotografią użytkową, zleceniami. Z tym że zasadniczo nie żyję z fotografii. Na szczęście nie muszę. Mam sponsora – rodziców. Jestem im za to bardzo wdzięczny, że nie muszę ganiać za zleceniami.

AW: Czy „ganianie za zlecenia”, wyrobnictwo np. w agencji fotograficznej czy reklamowej zatraca potencjał twórczy i umiejętności?
ZB: Nie wiem tego. Rynek reklamy jest teraz inny niż kiedy ja funkcjonowałem w tym obszarze. Jest bardziej hermetyczny i związany z konkretną grupą ludzi. Ja pracowałem jako wolny strzelec, a to jest na pewno mniej wyniszczające. Ma się wtedy większą kontrolę. Ale faktycznie było tak, że jak człowiek mocno wszedł w reklamę, to ilość energii i czasu poświęcanego na wykonywanie zleceń była tak duża, że tworzenie własnych prac wydawało się już dosyć trudne. Problem jest inny. Mówimy o debiucie, a kiedyś trzeba zadebiutować. Oiko i jego spektakularny debiut to jest wyjątek. Możemy wymienić jeszcze Pokryckiego i kilkanaście innych nazwisk, a spójrzmy, ile osób kończy szkoły wyższe fotograficzne. Tam na zaocznych jest po 60 studentów na roku. Łódzka „Filmówka" wydała na swój jubileusz album, gdzie jest kilkaset nazwisk jej absolwentów, prawie nikogo z tego zestawu się nie zna. Czyli na pytanie, czy po ukończeniu szkoły fotograficznej będę coś z tego miał, należy odpowiedzieć, że to mało prawdopodobne. Nie ma żadnej gwarancji, ani sukcesu artystycznego, ani zawodowego. Tyle, że tak jest na całym świecie.
(…)
AW: Czy w Polsce galerzyści i krytycy zwracają uwagę na wykształcenie autora prac?
AC: Moim zdaniem to nie ma żadnego znaczenia.
IR: Na początku rozmowy z młodym twórcą pytanie o wykształcenie pada, ale odpowiedź nie ma większego znaczenia. Galernik zawsze spojrzy, skąd się mody człowiek wywodzi, ale ważniejsze są jego prace.
KŻ: Właśnie się zastanowiłam, czy kiedykolwiek sprawdzałam szkołę osoby ubiegającej się o wystawę. Otóż nie. Natomiast często, kiedy umawiamy się, aby ktoś przedstawił nam swój projekt, to staramy się czegoś dowiedzieć na temat jego warsztatu fotograficznego. Pytamy o ciemnię, umiejętność pracy analogiem, inspiracje, autorytety w świecie fotografii. Kiedy poznaję absolwenta malarstwa po ASP, który pokazuje mi swoje abstrakcje, to wiem, że ów człowiek potrafi wykonać studium siedzącego kotka z natury. W fotografii chciałabym mieć tę samą pewność. Chcę wiedzieć, czy osoba przerabiającą swoje zdjęcia komputerowo posiada warsztatową bazę klasycznej fotografii.
IR: Nie wiem, czy potrzebna jest ta baza techniczna, ale na pewno jest potrzebna baza intelektualna: wiedza o kulturze wizualnej, historii sztuki i fotografii. To dotyczy wszystkich artystów. Każdy młody człowiek musi mieć świadomość powiązań, czy też pewnej wtórności tego, co robi.
OP: Nigdy mnie o szkołę nie pytano. Jeśli miałem rozmowy o fotografii, to raczej pytano o inspiracje i autorytety fotograficzne. Szkoła jest mało istotna, ale ważne są właśnie te rozmowy, umiejętność mówienia o własnych zdjęciach i ich kontekście. Proces edukacji jest bardzo ważny, sam chcę kontynuować naukę w dziedzinie fotografii, tylko ten proces można realizować na bardzo wiele sposobów.
KM: Szkoła jest ważna. Każda szkoła w jakiś sposób profiluje. Już na etapie egzaminów wstępnych, bo jednak kandydat przeszedł przez sito selekcji, a potem w toku nauki i obcowania z wykładowcami oraz kolegami, którzy mają określony temperament artystyczny. To brać trzeba pod uwagę przy wyborze szkoły. Każda z nich nacisk kładzie na inne wartości i inne w studencie stara się rozwijać. Kiedy spotykam kogoś po Poznaniu, praskiej FAMU czy studiach na Sorbonie, to już na początku wiem, co potencjalnie taka osoba sobą reprezentuje.
(…)
KŻ: Jeżeli umawiamy się z kimś, kto przychodzi do nas z propozycją wystawy, niekoniecznie zresztą pierwszej, to prosimy o prezentację skończonego materiału, z tytułem i ustaloną kolejnością. Najczęściej chcemy, aby były to zdjęcia, a nie prezentacja cyfrowa, coś co można wziąć do ręki, przestawiać, sprawdzić czy nie zawiera zbyt wielu elementów. To kolejna rzecz, poza przygotowaniem portfolio, której nie uczą szkoły: edycja skocznego materiału. Bardzo często zdarza się, że materiał jest przegadany, jest go za dużo, ale po wyjęciu tego nadmiaru powstaje bardzo dobry, silny projekt. Ważne jest, żeby młody człowiek chciał jeszcze nad materiałem pracować, rozmawiać o nim, także wykazać trochę pokory i elastyczności, a to się nie zdarza zbyt często. Galeria też podpisuje się pod wystawą. Zależy nam na zrobieniu jak najlepszej ekspozycji, więc praca kuratora, nawet przy wystawie indywidualnej, jest bardzo ważna, i nie chodzi w niej o zrobienie krzywdy czy dominację, a o osiągniecie jak najlepszego efektu. Debiutanci i generalnie twórcy powinni słuchać innych, a zwłaszcza kuratorów, bo oni mają nie tylko doświadczenie, ale też większy dystans do pokazywanych prac i patrzą na nie obiektywne.
KM: To bardzo ważne, co powiedziałaś. Umiejętność konstruowania materiału i eliminacji jego nadmiaru. Zalecam to studentom i sama się pod tym względem pilnuję. Twórca wkłada w swoje prace tyle serca i zaangażowania, że bardzo trudno mu podejść do swoich prac krytycznie. Bardzo istotne jest posiadanie zaufanych osób, którym pokazujesz prace w trakcie realizacji i z których zdaniem się liczysz.
IR: Są różne drogi budowania marki. Może nią być szkoła, choć w Polsce na razie słabo to wypada, mogą to być wystawy, udział w imprezach, publikacje. To wszystko po kolei buduje nazwisko, a rynek sztuki jest miejscem, gdzie marka jest najważniejsza, Zbudowanie nazwiska jest warunkiem koniecznym dla sukcesu. Jego ukoronowaniem może być np. udział w aukcji fotografii. Nie mówiłam o tym do tej pory, choć reprezentuję dom aukcyjny, ale mówimy tu o debiucie, a aukcje raczej przeznaczone są dla twórców o już ustalanej renomie. Na aukcjach prezentuje się prace z pewnym znakiem jakości, ponieważ klienci domów aukcyjnych tego właśnie wymagają. Wymagają rzeczy sprawdzalnych na rynku wtórnym. Z punktu widzenia domu aukcyjnego najlepszą radą dla młodego adepta sztuki jest znaleźć sobie dobrego galerzystę, manszarda, reprezentanta.
AC: Warto robić tylko dwie proste rzeczy: oglądać zdjęcia, i pokazywać swoje zdjęcia znajomym, krytykom, innym fotografom, na przeglądach portfolio itp. Słuchać komentarzy.
OP: Wydaje mi się, że najważniejsza jest uczciwość wobec własnej pracy i samego siebie. 
 



www.swiatobrazu.pl