28 lutego 2009, 11:00
Autor:
czytano: 12676 razy

"005 z licencją na... fotografowanie architektury" - wywiad z Tomaszem Kuczyńskim

"005 z licencją na... fotografowanie architektury" - wywiad z Tomaszem Kuczyńskim

"Zdjęcia robi się albo wczesnym rankiem, albo późnym popołudniem, od kwietnia do końca września. Chodzi o to, że oświetlenie boczne, dzięki mniejszej różnicy kontrastów, uwypukla detale. Bardzo ciekawe efekty można uzyskać też o zmierzchu, kiedy to fotografowany budynek odcina się kolorystycznie od nieba". Z Tomaszem Kuczyńskim rozmawia redaktor SwiatObrazu.pl ? Tomasz Wojciuk.

Tomasz Wojciuk: Skąd wziął się u pana pomysł na fotografowanie architektury?
Tomasz Kuczyński:
W 1984 roku, zaraz po studiach, pojechałem na wycieczkę do Grecji, gdzie poznałem bardzo sympatycznego polskiego architekta. Dużo rozmawialiśmy o fotografii. Po powrocie ten pan zaproponował mi wykonanie zdjęć jednego z budynków, które zaprojektował. Zgodziłem się bez wahania. Niedługo potem zrozumiałem, że architektura jest moim przeznaczeniem. Potem zacząłem także fotografować wnętrza i wykonywać panoramy. Muszę się przyznać, że te ostatnie sprawiają mi największą satysfakcję. Są bardzo widowiskowe.


Fot.: Tomasz Kuczyński


T.W.: Pana pierwszy aparat?
T.K.: Tradycyjnie zenit, wtedy nic innego nie było, a jeśli nawet, to za niebotyczne pieniądze. Kupiłem go jeszcze na studiach prawniczych. Jednak podstaw fotografii od strony warsztatowej nauczyłem się dopiero na podyplomowym dziennikarstwie, a konkretnie w pracowni fotografii prasowej. Potem była już tylko praktyka. W 1985 roku nabyłem w Berlinie Zachodnim średnioformatową yashikę 124G. Następne były canony T-50 i T-70. Tego ostatniego kupiłem po dwóch tygodniach ciężkiej pracy w niemieckiej fabryce mebli.

T.W.: Jakiego sprzętu obecnie pan używa? Co najlepiej sprawdza się przy fotografowaniu architektury, wnętrz i wykonywaniu panoram?

T.K.: W tej chwili wykorzystuję głównie trzy specjalistyczne aparaty na film tradycyjny. Pierwszy z nich to panoramiczny panflex, z obiektywem Tessar 50 mm f/3,8 o ekwiwalencie około 16 mm dla małego obrazka. Ostrość można ustawiać już od 0,8 m. Aparat ten ma rotacyjną migawkę o trzech czasach otwarcia: 1/250, 1/60 i 1/2 s. Film przesuwa się oczywiście manualnie. Drugi aparat to brytyjski corfield WA 67 z  niewymiennym obiektywem  Schneider-Kreuznach Super Angulon 47 mm, f/5,6, co jest odpowiednikiem 21 mm dla małego obrazka. Kaseta na film zwojowy do tego aparatu pochodzi z mamiji RB i ma format 6×7 cm ? idealny do publikacji zdjęć w czasopismach. Mój corfield ma niewielkie gabaryty i samonapinającą się migawkę. Perspektywę można kontrolować przez wizjer lub matówkę. W chwili obecnej to cacko jest do kupienia tylko na rynku wtórnym, a jego cena zaczyna się od 3 tys. funtów. Jednak mój egzemplarz byłby znacznie droższy, bowiem ma wartość kolekcjonerską...


Fot.: Tomasz Kuczyński


T.W.: Jak to?

T.K.: Wszystko przez znajdujący się na spodzie numer seryjny ? 005. Czasami ze znajomymi śmiejemy się, że jestem w służbie Jej Królewskiej Mości i mam licencję na... fotografowanie architektury.


Fot.: Tomasz Kuczyński


T.W.: A trzeci aparat?

T.K.: Pochodzi z Chin i nazywa się shen hao. Produkuje go firma Shanghai Shen Hao Professional Camera  Co  Ltd.,  która istnieje od 1994 roku i ma już swoje przedstawicielstwo w Polsce. Aparat ten ma tył w systemie Graflock, co umożliwia podpinanie do niego kaset o formatach od 6×4,5 cm do 6×17 cm. Do tego dochodzi wymienny miech szerokokątny tzw. beret, pozwalający na większe przesunięcie w pionie i poziomie obiektywu, co z kolei umożliwia bardziej precyzyjne kadrowanie. Używam do niego czterech obiektywów: Schneider Super Angulon 72mm/5,6 (odpowiednik 21mm dla formatu 35 mm), Super Komura 90mm/6,3 (ekw. 27 mm dla formatu 35 mm), Nikon 135mm/5,6 (ekw. 40 mm) oraz Nikon 210mm/5,6 (ekw. 63 mm). Aby kupić shen hao, musiałem sprzedać ukochaną, wykonaną z drewna i mosiądzu tachiharę, która jednak miała nieco mniejsze możliwości fotograficzne.


Fot.: Tomasz Kuczyński


T.W.:  Ma pan sentyment do drewnianych aparatów?
T.K.: Oczywiście. Jestem w nich zakochany. Ebony, tachihara, nagaaoka to ikony, kwintesencja tradycyjnej fotografii. Najbardziej ekskluzywną marką jest Ebony. Aparaty tego producenta są wykonane z mahoniu i potrafią kosztować nawet kilkanaście tysięcy dolarów. Tachihara z kolei to rodzinna firma z japońskiej wyspy Hokaido, wytwarzająca aparaty z drewna wiśniowego. Proces ich produkcji nie zmienił się od 80 lat. Drewno jest kilka razy moczone, a potem specjalnie suszone, aby się nie rozeschło. Jest to działanie wieloetapowe, bardzo pracochłonne i czasochłonne, ale efekty przechodzą najśmielsze wyobrażenia. Człowiek, któremu sprzedałem moją tachiharę, traktuje ją w kategoriach ozdoby wystawnego salonu, trzymając? na kominku.


Fot.: Tomasz Kuczyński


T.W.: Cały czas mówimy o aparatach tradycyjnych, a żyjemy przecież w erze cyfrowej. W architekturze cyfra się nie sprawdza?

T.K.: W moim przypadku nie, ponieważ w przeciwieństwie do diapozytywów, ma pewne ograniczenia. Jest w tej chwili jeden aparat cyfrowy, który pod względem jakości mógłby konkurować z moimi zdjęciami uzyskiwanymi z diapozytywów. Myślę tu o szwajcarskim seitz phototechnik AG o formacie 6×17 cm z twardym dyskiem w postaci komputera ?Mac Mini?. Jedno zdjęcie z tego aparatu ?waży? 950 MB. Wszystko fajnie, jest tylko jeden problem ? cena. Aparat ten kosztuje 29 tys. euro, czyli około 140 tys. złotych. Nie ma szans, żeby taka inwestycja mi się zwróciła. A diapozytyw to diapozytyw. Ma większą plastykę i wierniejszą, przyjemniejszą dla oka kolorystykę.

T.W.: Pomimo że pracuje pan na filmie, zgodzi się pan chyba z tezą, że u nas fotografia analogowa jest w odwrocie.
T.K.: Niestety. Na Zachodzie jest inaczej. Tam ludzie rozumieją, że jakość musi kosztować. A jakość w tym przypadku to film tradycyjny. U nas wszystko robi się cyfrą dlatego, żeby było taniej. Najprostszy przykład: skanowanie diapozytywu do postaci cyfrowej. Skany ze skanera bębnowego, a korzystam tyko z takich dla zapewnienia najwyższej jakości, kosztują majątek. Plik cyfrowy z diapozytywu formatu 6×12 cm, to skan wielkości ok. 900 MG. Orientacyjny koszt za 1 MG to 2-2,5 zł. Łatwo można policzyć, jakiego rzędu są to pieniądze? Gdy dodamy do tego koszty zakupu filmów i ich wywołanie uzbiera się całkiem konkretna sumka. A przecież są jeszcze zdjęcia próbne wykonywane za pomocą ładunków Polaroida. Proszę zauważyć, że cały czas mówię tu o kosztach, nie wspominając nawet o swoim honorarium.

T.W.: Czy taki zeskanowany plik trzeba potem obrabiać w Photoshopie?
T.K.: Tak, ale tylko odrobinę. Zwykle poprawiam nieco kolorystykę, usuwam zanieczyszczenia i doprowadzam do formatu oczekiwanego przez klienta.

T.W.: Jaka jest recepta na dobre zdjęcie architektury, czy zapierającą dech w piersiach panoramę? Czy konieczne są do tego jakieś szczególne predyspozycje?
T.K.: Na pewno trzeba mieć bardzo dużo cierpliwości, odrobinę szczęścia, a także... dobry statyw ? zdjęcia muszą być idealnie ostre, a stosując wysokie wartości przysłony, siłą rzeczy wydłuża się czas naświetlania.

T.W.: Pana statyw podobno pełni także funkcje obronne?
T.K.: Rzeczywiście. Kilka lat temu, wykonując zdjęcia przed warszawskim ?zagłębiem białych kołnierzyków? ? Mokotów Biznes Park, najechał na mnie samochód. Na szczęście całą siłę uderzenia przejął mój najwierniejszy towarzysz ? wykonany ze spiekanych węglików statyw Gitzo. Potem opisałem tę sytuacje w artykule i opublikowałem w jednym z branżowych czasopism, a kopię tekstu przesłałem do przedstawicielstwa Gitzo. W ramach wdzięczności, zaproponowali naprawienie uszkodzonego statywu. Było to bardzo miłe.


Fot.: Tomasz Kuczyński


T.W.: Kiedy najlepiej robić zdjęcia architektury?
T.K.: Zdjęcia robi się albo wczesnym rankiem, albo późnym popołudniem, od kwietnia do końca września. Chodzi o to, że oświetlenie boczne, dzięki mniejszej różnicy kontrastów, uwypukla detale. Bardzo ciekawe efekty można uzyskać też o zmierzchu, kiedy to fotografowany budynek odcina się kolorystycznie od nieba.

T.W.: To wszystko, o czym rozmawiamy jest pewnie ciekawe dla pasjonatów. Ale przeciętnym fotoamatorom uprawiana przez pana fotografia może wydawać się nudna...

T.K.: Wszystko zależy od tego, jak się do niej podchodzi i jaką się ma naturę. Może niektórych zaskoczę, ale w fotografii architektury nie brakuje także skrajnych emocji i solidnej dawki adrenaliny.


Fot.: Tomasz Kuczyński


T.W.: Naprawdę? Co pan ma na myśli?
T.K.: W tej branży dużo pracuje się na wysokościach. Zwiedziłem chyba większość dachów  w Warszawie i nie tylko. Znajomi śmieją się, że biegam po nich lepiej niż mój kot. Oprócz tego dochodzą zdjęcia wykonywane z helikoptera. Wiele razy przypięty specjalistycznymi szelkami, robiłem zdjęcia z lotu ptaka. Całkiem ciekawe uczucie, bałem się tylko, żeby nie zsunął mi się z szyi aparat. Może to wydawać się dziwne, ale fotografując budynki poznałem przy okazji wielu nietuzinkowych ludzi.


Fot.: Tomasz Kuczyński


Fot.: Tomasz Kuczyński


Fot.: Tomasz Kuczyński


T.W.: Jak to?
T.K.: Ano po prostu. Tego typu projekty ? myślę tu głównie o panoramach ? zlecają przeważnie duże grupy kapitałowe i firmy deweloperskie. Często, widząc efekty mojej pracy, ich prezesi proszą mnie o wykonanie sesji w domowym zaciszu. Chodzi głównie o zdjęcia portretowe. Przy tej okazji dowiaduję się wielu ciekawych rzeczy i poznaję ukryte talenty moich modeli. Pewnego razu prezes jednej z bardziej znanych firm deweloperskich, aby rozluźnić się przed sesją, zagrał dla mnie piękny koncert fortepianowy. Później od kogoś dowiedziałem się, że ten pan równie pięknie śpiewa. Może któregoś dnia będę miał okazję się o tym przekonać.

T.W.: Najciekawsze zlecenie jakie pan wykonał?

T.K.: Kilka lat temu fotografowałem wnętrza Ambasady Chińskiej w Warszawie. Sportretowałem też ambasadora. Zdjęcia się chyba podobały, bo jakiś czas potem attache kulturalny placówki zaprosił mnie na kaczkę po pekińsku. Jej cudowny smak wspominam do dziś...

T.W.: Dziękuję za rozmowę.


Fot.: Tomasz Kuczyński


Fot.: Tomasz Kuczyński


Fot.: Tomasz Kuczyński

 


Tomasz Kuczyński
Tomasz Kuczyński specjalizuje się w fotografowaniu architektury, wnętrz i wykonywaniu panoram. Jego zdaniem sekretem udanych zdjęć jest przede wszystkim odpowiednie światło. Często fotografuje z dachów wysokich budynków oraz z helikoptera. Współpracuje z pracownią fotografii prasowej Instytutu Dziennikarstwa Uniwersytetu Warszawskiego, gdzie jest zapraszany na wykłady poświęcone wykonywaniu zdjęć architektury. Wykłada także w Internetowej Szkole Fotografii - ?e-szkolafotografii.pl?.  Więcej zdjęć Tomasza Kuczyńskiego można zobaczyć na stronie internetowej www.tomasz-kuczynski.com


Fot. Magdalena Kuczyńska



www.swiatobrazu.pl