8 września 2008, 12:16
Autor: Anna Cymer
czytano: 8183 razy

Rozmowa z Witoldem Krumplewskim

Rozmowa z Witoldem Krumplewskim

W Poznaniu trwa wystawa "Twarze i maski". To prezentacja fotografii Witolda Krumplewskiego. Dziś rozmawiamy z autorem zdjęć, który specjalnie dla Czytelników Świata Obrazu opowiada nie tylko o swoich pracach.

Zdaje się, że na co dzień zajmuje się Pan czymś mało związanym ze sztuką. Skąd więc pomysł na fotografię?

Fotografia towarzyszy mi od dziecka. W domu rodzinnym było zawsze dużo zdjęć. Fotografią amatorsko zajmował się mój ojciec. Wspólnie wywołaliśmy pierwsze moje zdjęcie, które po przeszło dwudziestu pięciu latach pamiętam do dziś. W czasie nauki w liceum zacząłem pokazywać swoje fotografie na różnych wystawach. Był to czas pierwszych fascynacji i odkryć sztuk plastycznych, pierwszych lektur z historii sztuki, udziału w olimpiadzie artystycznej i własnych eksperymentów w fotografii. Gdy zdawałem maturę, nie istniało jeszcze w Polsce szkolnictwo fotograficzne. Nie mogąc studiować fotografii, wybrałem nauki ścisłe. Z nimi jestem związany zawodowo do dziś. Do dziś również uprawiam fotografię. Jedno w żaden sposób nie wyklucza drugiego. Patrząc z perspektywy czasu, jestem nawet zadowolony, że twórczą aktywność umożliwiają mi źródła niezwiązane z fotografią. Daje mi to poczucie artystycznej wolności.


fot. Witold Krumplewski

Jest Pan laureatem nagród fotograficznych. Czy uważa Pan, że udział w konkursach jest formą weryfikacji talentu, potwierdzeniem jakości czyichś prac? Czy twórca powinien poddawać się takiej ocenie?

Udział w konkursach daje szansę na prezentację swych prac szerszej publiczności na wystawach pokonkursowych oraz poczucie udziału w „fotograficznym życiu”. Zdobycie nagrody, zwłaszcza gdy w jury zasiadają według uczestnika ważne osoby – autorytety, daje na pewno dużą satysfakcję. Jednocześnie konkurs jest pewnym ograniczeniem: uczestnik musi wpisać się w jego tematykę i preferencje jury. Osobiście nigdy nie tworzę obrazów specjalnie na konkurs. Fotografia pozostaje dla mnie obszarem autonomicznym – wolności, efektem doświadczeń i dojrzewających pomysłów. Jeżeli moje prace wpisują się w tematykę konkursu, wtedy rozważam wzięcie w nim udziału. Szczerze mówiąc, nie zdarza się to zbyt często. Pewnie każdego twórcę świadomego już, kim jest i co potrafi, nurtuje pytanie: czy należy i czy naprawdę warto w nich brać udział. Wydaje mi się, że najważniejsze to iść swoją drogą i jak mawiał Józef Czapski – rozwijać się, uczyć się dystansu do tego, co już zostało zrobione, ciągle zmierzać do może najważniejszego, „najlepszego” obrazu, którego wykonanie zapewne jest jeszcze przede mną.

Fotografia to sztuka dwuwymiarowa, jednak Pana prace zdają się temu zaprzeczać. Na Pana zdjęciach pojawia się faktura, chropowatości, prawie jak w rzeźbie. Czy to próba zaprzeczenia płaskości obrazu fotograficznego?

Wiele prac z cyklu prezentowanego na wystawie poprzez użyte środki wyrazu sprawia wrażenie trójwymiarowych niczym kamienne rzeźby czy przestrzenne, malarskie reliefy renesansu. Uzyskanie tego efektu nie było celem samym w sobie, działaniem czysto formalnym. Użyte plastyczne i fotograficzne środki wyrazu złożyły się na próbę konstrukcji własnego „języka” wizualnej wypowiedzi. To próba znalezienia własnej formy, która wyrasta z mojego zainteresowania korespondencją sztuk: fotografii, rzeźby i malarstwa. Wcześniej realizowałem kompozycje fizycznie przestrzenne – instalacje. W cyklu „Twarze i maski”, by w obrazie wywołać wrażenie przestrzeni, stosuję środki typowo fotograficzne
i malarskie: światłocień, walor kolorystyczny, perspektywę.

Tytuł Pana wystawy „Twarze i maski" wskazuje, że mamy do czynienia z pokazaniem dwóch warstw ludzkiej osobowości, tej prawdziwej i tej nakładanej", sztucznej, przywdziewanej z jakichś powodów.  Czy to słuszna interpretacja? Czy dość mroczna, jakby pesymistyczna estetyka Pana prac ma być także jakąś wskazówką dla widza?

To jedna z możliwych ścieżek do interpretacji tych obrazów mieszcząca się w ich symbolice i nastroju. Tytułową maskę można rozumieć nie tylko jako „sztuczną twarz” nakładaną w celu zakrycia prawdziwej natury człowieka, coś narzuconego przez świat zewnętrznych form, lecz także jako gest obronny, ukrywający wewnętrzne „ ja”. Wachlarz z rąk na twarzy w moich pracach to maska – gest odejścia, spojrzenia w samego siebie. Pani określenie „mroczna estetyka” zawiera element opisu odczuć indywidualnego odbiorcy, jakie mogą w nim wywołać te obrazy, ale mam nadzieję, że  nie jest to jedyna możliwość interpretacji mego cyklu fotografii. Intrygujący obraz powinien pozostawiać obszerną przestrzeń na interpretację.


fot. Witold Krumplewski

Czy wykorzystanie zdjęć archiwalnych lub sprawiających wrażenie, jakby powstały przed wielu laty jest świadomym zabiegiem?

Sztuka jako porządkowanie rzeczywistości,  „nadład” czy tworzenie świata nawet nie mimetycznego zakłada działanie świadome. Nie jestem dadaistą. Wykorzystałem zdjęcia osób z mojej rodziny wykonane ponad sto lat temu. Zdjęcia niezwykle cenne dla niej, z dramatyczną historią. W moich pracach to twarze – znaki. Zapewne każdy z nas ma takie twarze – znaki wbudowane w świadomość, umożliwiające określenie mu jego tożsamości. W cyklu, będącym jednak pewną refleksją nad kondycją człowieka, powrót do korzeni – do tych, których już fizycznie nie ma, a jednak ciągle w  naszej mentalności pozostają, wydaje mi się czymś optymistycznym, ocalającym.

Czy może Pan zdradzić sekrety warsztatu? Czy Pana zdjęcia to efekt cyfrowej obróbki, czy jakiejś innej metody działania? Czy sądzi Pan, że digitalizacja fotografii otworzyła przed twórcami nowe możliwości wyrazu, czy raczej przeciwnie – jest dla nich pułapką?

Wszystkie prezentowane na wystawie prace to cyfrowe fotomontaże. Technologia cyfrowego przetwarzania i rejestrowania obrazu jest tylko jednym w wielu sposobów tworzenia wizualnej wypowiedzi, jaki możemy wybrać. Cyfrowa technika,  jaką wykorzystuję dziś przy tworzeniu swoich fotografii, czerpie z tradycji ciemniowego montażu, którym się posługiwałem wiele lat temu. Precyzja kontroli wizualnego efektu, jaką można osiągnąć przy pomocy komputera podczas tworzenia obrazu, jest imponująca. Daje ogromne możliwości w poszukiwaniu własnego „języka” wypowiedzi. Może jednak stać się także pułapką polegającą na niebezpieczeństwie uwiązania się w pustą formę – tanie efekciarstwo wynikające z łatwości i szybkości w „manipulowaniu” obrazem.


fot. Witold Krumplewski

Jak Pan ocenia dziś możliwości zaprezentowania się twórcy? Rynek fotograficzny się zmienia – czy sądzi Pan, że dziś łatwo jest zaistnieć fotografowi, pokazać się?

Internet daje możliwość prezentacji swojej twórczości każdemu. Jednocześnie jest otchłanią obrazów bez dna. Osobiście preferuje tradycyjny, galeryjny sposób prezentacji fotografii. Jest to droga znacznie trudniejsza, która musi być oparta na odpowiednich kontaktach. Niestety, nie zawsze wartość samego obrazu jest kluczem otwierającym drzwi wielu galerii,  dlatego też twórca musi wykazać się determinacją w znalezieniu możliwości prezentacji swych prac. Potrzebne jest również szczęście, by spotkać na swojej drodze odpowiednich, uczciwych w ocenie, a przede wszystkim kompetentnych kuratorów. Fotografia  współczesna znacząco różni się od tej z lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych czy fotografii nawet polskich  klasyków, którzy kształtowali moją wizualną wrażliwość. Razi mnie jej pustka, krzykliwość, wulgaryzm, prymitywizm pseudoestetyki, choć odnajduję w niej na szczęście autorów, których zdjęcia rzeczywiście prezentują wysoki poziom artystyczny, intrygują i zapadają głęboko w pamięć odbiorcy. Pozostaje mi nadzieja, że ślepe podążanie za dominującymi trendami nie jest jedyną drogą umożliwiającą funkcjonowanie w świecie fotografii.

Dziękuję za rozmowę i zapraszamy na wystawę do galerii Podróże w Poznaniu. Wystawa czynna jest do 5 października, a więcej o niej można przeczytać tu



www.swiatobrazu.pl