17 marca 2009, 08:00
Autor: Teresa Świtkiewicz
czytano: 10613 razy

Sony DSLR A900 w akcji - Marek Arcimowicz

Sony DSLR A900 w akcji - Marek Arcimowicz

Przyznam szczerze, ta opinia jest dalece subiektywna - bardzo długo czekałem na taki właśnie aparat. Jedyne, czego nie przewidziałem wcześniej, to fakt, jak długą drogę będzie musiała przejść idea długo wyczekiwanego korpusu do realizacji - w postaci DSLR-A900.

Przez blisko piętnaście lat fotografuję, większość tego czasu - zawodowo. Praca wynikła z pasji, toteż wymagania, jakie stawiałem i nadal stawiam przed systemem fotograficznym są dość specyficzne.
Po pierwsze korpus powinien spełniać w większości kryteria aparatu dla zaawansowanych, ambitniejszych amatorów. Dlaczego? Dlatego, że bardzo często używam aparatu w warunkach "wakacyjnych i bardzo przygodowych" - tak, na pierwszy rzut oka wygląda moja profesja. To, co wiele osób robi tylko dla kolejnej dawki adrenaliny, jest częścią mojej pracy. Oznacza to też, że w wielu przypadkach sprzęt zabieram o własnych siłach. Wielokrotnie pracowałem podczas wspinaczek - i nie raz, na himalajskich wierzchołkach - kamerą profesjonalną, średnioformatową - ale ma to swoją cenę. Dlatego lżejszy korpus w takich warunkach umożliwia uzyskanie znacznie lepszych efektów.
A już największym marzeniem było, aby utrata wagi nie była związana z utratą jakości, co w fotografii cyfrowej jest niemal niespotykane. Dołączany uchwyt pionowy, tzw. grip możemy zawsze dokręcić - o ile będzie potrzebny.
To pierwsza, największa moim zdaniem zaleta DSLR-A900 (korpus waży ok. 850g!).

Body DSLR-A900 świetnie leży w dłoni. Gumowy uchwyt ani razu nie spowodował lęku o wypuszczenie aparatu w wirze pracy. Szczerze powiedziawszy, w większości sytuacji nie wpinałem nawet gripa. Klasyczne już - jak na Sony, rozwiązanie zarządzania energią - jest oczywiście obecne również w DSLR-A900. Grip mieści dwa akumulatory litowo-jonowe (identyczny, pojedynczy mieści się w body bez gripa). Najpierw rozładowujemy baterię pierwszą, później przychodzi czas na drugą. Na bieżąco jesteśmy informowani o stanie zasilania w procentach. W międzyczasie można rozładowaną baterię zamienić na świeżą, a tę wyładowaną - podłączyć do zasilania. Grip równie dobrze pracuje z jedną baterią. To nie tylko wygodne, ale i ekonomiczne rozwiązanie - bo znacznie wydłuży żywotność naszych akumulatorów. Pojedynczy NP-FM500H, ważący zaledwie 78g, wystarcza spokojnie na dzień intensywnego fotografowania, nawet w dość mroźnych warunkach. Co więcej lekkie i niewielkie akumulatory pozwalają na zabranie ich w większym zapasie na dłuższy wypad "bez prądu". Osobiście oczekuję z niecierpliwością na dedykowane, solarne ładowarki...
Kiedy po raz pierwszy otwierałem pliki z DSLR-A900 w moim komputerze, do światowej premiery aparatu zostało około tygodnia. Byłem pod wrażeniem szczegółów, jednak spodziewałem się, że nowe, specjalistyczne oprogramowanie, które ukaże się już po premierze aparatu "wyciśnie z przetwornika soki" i przyniesie dużą poprawę. W międzyczasie pracowałem przy archiwizacji moich starych, poczciwych diapozytywów, głównie średnioformatowych. Kiedy kilka tygodni później dostępna była już odpowiednia wtyczka do mojego ulubionego programu graficznego umożliwiająca otwarcie plików z DSLR-A900... tu właśnie nie wiem jakiego wyrażenia użyć. Zaskoczenie, jest zdecydowanie za słabym określeniem. Natychmiast przypomniałem sobie średnioformatowe skany. Faktura obrazu, którą daje DSLR-A900 przypominała, czasem do złudzenia wysokiej klasy skany z 6x7 na dobrym slajdzie, tyle, że było pod wieloma względami o niebo lepiej - np. obraz był dużo, dużo ostrzejszy. I tu docieramy do kolejnego wątku - optyki. Od razu przyznam, że nie jest to największy zestaw optyki systemowej, ale też nie można powiedzieć, żeby czegoś wyraźnie brakowało, a już na pewno nie - jeśli chodzi o pełny zakres optyki dla ambitnych amatorów. Jakość obiektywów - wiele z nich po raz kolejny przypomniało mi średni format. Rozpiętość tonalna, w tym wypadku wyjątkowo duża, jest zdecydowanie domeną DSLR-A900. Kultura pracy, jakość mechaniczna, estetyka drzemiąca w surowej formie - dwa słowa wyjaśnią wiele: Carl Zeiss.


Fot.: Marek Arcimowicz

Tu przechodzimy do kolejnego wątku - kultura pracy. Największy w percepcji i najjaśniejszy wizjer w lustrzance cyfrowej Full Frame. Kadrowanie, precyzyjne ostrzenie sprawia ogromną frajdę. 
Wspomniany już, bardzo wygodny uchwyt, niezła ergonomia. Genialnie przemyślane nawet drobne szczegóły - takie jak wygoda wcześniejszego podnoszenia lustra, wprowadzenie (ponownie, po wielu latach nie używania tego rozwiązania u innych producentów) czasu "T" - czyli przy trybie długich czasów (bulb) na "raz" otwieramy migawkę, na "dwa" zamykamy.

Całkowicie pominięto programy tematyczne - co odpowiednio pozycjonuje ten aparat.
Świadomi własnych potrzeb fotografowie ucieszą się z pewnością z 3 wprowadzonych (zamiast wspomnianych programów tematycznych) programów indywidualnych (lewe pokrętło z trybami pracy) - które sami możemy zaprogramować wedle własnych potrzeb.

Niektóre rozwiązania, wydaje się nazbyt śmiałe - jak zminimalizowanie górnego ekranu - przy dłuższym używaniu przestają doskwierać. Rozumiemy niejako intencje projektantów. Kolejny przykład?
Proszę bardzo - fantastyczna funkcja fotografii testowej. Informacja nie jest zapisywana na karcie, tylko zatrzymywana na chwilę w buforze. Obraz wyświetlany na wysokiej jakości, dużym 3 calowym kolorowym wyświetlaczu, zawiera wszystkie niezbędne dane (prametry naświetlenia) z możliwością korekcji z... podglądem finalnego efektu na żywo. Nie musimy zapisywać na karcie i kasować (niewygodne, niebezpieczne) kolejnych próbnych zdjęć. Po prostu wykonujemy zdjęcie próbne, korygujemy czas, balans bieli, etc. na bieżąco sprawdzając efekt na ekranie - nie tylko zmieniający się obraz, ale i histogram. Kiedy już wszystko jest OK - wciskamy spust migawki - a aparat naświetla klatkę zgodnie z wprowadzoną korektą... Proste? Doskonałe narzędzie do nauki fotografii dla każdego - od samego początku, a dla zawodowca doskonały podgląd. Przy pracy studyjnej, plenerowej - trudno o lepsze rozwiązanie. Przyznam, że ostatnio coraz częściej z niego korzystam - i z lenistwa rzadziej sięgam po ręczny światłomierz.


Fot.: Marek Arcimowicz

Mocny (stopy magnezowe), wygodny (gumowany) korpus kryje w sobie najwyższą technologię.
Jest to jedyna matryca pełnowymiarowa (Full Frame) z zastosowaną stabilizacją obrazu - SteadyShot. Przyznam, że bez większych kłopotów zachodzę o ponad 2-3 przysłony w dół. Oznacza to też brak konieczności zakupu droższych, wyposażanych dodatkowo w funkcję stabilizacji obiektywów - tu stabilizację możemy włączyć zawsze. Szczególne możliwości otwiera to przed makrofotografią, portretem - fotografując A900 możemy stosować bowiem dowolne obiektywy z bagnetem A i korzystać z zalet stabilizacji obrazu w korpusie.
Na szczęście nie zapomniano o funkcji czyszczenia matrycy. Zwłaszcza kiedy korzystamy z wielu obiektywów - moment ich zmiany tworzy niebezpieczeństwo wniknięcia pyłków do wnętrza aparatu. Funkcja czyszczenia - ułatwia zdecydowanie niezbędne od czasu do czasu działania higieniczne - zwykle wystarczy odessać kurze znad powierzchni matrycy, które dzięki specjalnym wibracjom nie przylegają do delikatnej powierzchni.
Jest się o co troszczyć. Bardzo gęsta matryca - prawie 25 megapikseli generuje olbrzymią ilość danych. Na szczęście pliki RAW można zapisać również w wersji skompresowanej (bezstratnie) dzięki czemu zamiast 35 mają "jedynie" ok. 24 MB każdy. Rozkompresowany RAW zapisany jako bitmapa 16 bitowa ma... ok. 140 MB! Tym bardziej zaskakuje wyjątkowa prędkość - aparat pozwala na zdjęcia seryjne - 5 klatek na sekundę. Bufor pozwalający zrobić w ciągu 12 klatek, pozostawia mały niedosyt przy zdjęciach seryjnych - w trybie maksymalnej prędkości po niespełna 3 sekundach trzeba "dać odpocząć migawce..." Dla spełnienia tak trudnych warunków pracy, zastosowano dwa procesory Exmor? - przetwarzający szybko przepływające dane. Wystarczająco, żeby w krótkim czasie zapełnić nawet dużą kartę pamięci. Oczywiście dla naszej wygody wprowadzono zarówno gniazdo standardowego dla Sony - Memory Stick? jak i popularnego CompactFlash.

Przez pierwsze miesiące używania aparatu pytano mnie często jak Sony DSLR-A900 sprawdza  się w trudnych warunkach? Jak reaguje na niskie temperatury? Aparatu używałem w Nepalu przez ponad półtora miesiąca. Najpierw w warunkach wysokogórskiej pustyni (Dolina Mustangu) - dwa tygodnie praktycznie cały czas powyżej 4000 m n.p.m. Na zmianę - to wspinając się aż do osiągnięcia wysokości 5417 m n.p.m. - to schodząc w doliny.
Dużym obciążeniem dla sprzętu mogłyby okazać się skoki temperatur - od siarczystego mrozu przez
20-30 stopni Celsjusza i powrót do niskich wartości. Poza tym - jak to na pustyni (do tego wietrznej, bo wysokogórskiej) całe masy pyłu, piasku, etc. Później znowu spadki temperatur (w trakcie operowania sprzętem) do -20 stopni Celsjusza. W obu przypadkach aparat nie zawiódł ani razu. Nie zauważyłem, żeby ekstremalne warunki i ich zmienność negatywnie wpłynęły na funkcjonowanie sprzętu. Z wydajnością baterii włącznie - nie było wyraźnie zauważalnego spadku wydajności ogniw. Po trekkingach przyszedł czas na wodę - pojechaliśmy na rafting. 
Oczywiście w najgorszych momentach zakładałem obudowę do nurkowania - byłbym szaleńcem nie robiące tego - kiedy grozi wypadnięcie za pokład albo potężne fale. Jednak w sytuacjach w miarę przewidywalnych, gdzie obawiałem się jedynie bryzgów wody - zaryzykowałem. Mimo subtropikalnej wilgotności w rzecznym kanionie, aparat nie sprawiał żadnego kłopotu - pracował zupełnie normalnie. Uważam, że ten bardzo obiektywny test pozwala wysoko ocenić dopracowanie konstrukcji pod względem odporności na warunki zewnętrzne.


Fot.: Marek Arcimowicz


Każdemu miłośnikowi fotografii polecam, aby choć spróbował przez jakiś czas fotografować DSLR-A900. Wiem, że w zdecydowanej większości przypadków, już po paru tygodniach trudno będzie wrócić do poprzedniego sprzętu.

Do lepszego człowiek przyzwyczaja się szybko.
Wiem to po sobie.

 

 

Tekst i zdjęcia - Marek Arcimowicz
Więcej na www.sony.pl/dslr

Wszelkie prawa do zdjęć są zastrzeżone.



www.swiatobrazu.pl