czytano: 10613 razy
Sony DSLR A900 w akcji - Marek Arcimowicz
Przyznam szczerze, ta opinia jest dalece subiektywna - bardzo długo czekałem na taki właśnie aparat. Jedyne, czego nie przewidziałem wcześniej, to fakt, jak długą drogę będzie musiała przejść idea długo wyczekiwanego korpusu do realizacji - w postaci DSLR-A900.
Przez blisko piętnaście lat fotografuję, większość tego czasu - zawodowo. Praca wynikła z pasji, toteż wymagania, jakie stawiałem i nadal stawiam przed systemem fotograficznym są dość specyficzne.
Po pierwsze korpus powinien spełniać w większości kryteria aparatu dla zaawansowanych, ambitniejszych amatorów. Dlaczego? Dlatego, że bardzo często używam aparatu w warunkach "wakacyjnych i bardzo przygodowych" - tak, na pierwszy rzut oka wygląda moja profesja. To, co wiele osób robi tylko dla kolejnej dawki adrenaliny, jest częścią mojej pracy. Oznacza to też, że w wielu przypadkach sprzęt zabieram o własnych siłach. Wielokrotnie pracowałem podczas wspinaczek - i nie raz, na himalajskich wierzchołkach - kamerą profesjonalną, średnioformatową - ale ma to swoją cenę. Dlatego lżejszy korpus w takich warunkach umożliwia uzyskanie znacznie lepszych efektów.
A już największym marzeniem było, aby utrata wagi nie była związana z utratą jakości, co w fotografii cyfrowej jest niemal niespotykane. Dołączany uchwyt pionowy, tzw. grip możemy zawsze dokręcić - o ile będzie potrzebny.
To pierwsza, największa moim zdaniem zaleta DSLR-A900 (korpus waży ok. 850g!).
Body DSLR-A900 świetnie leży w dłoni. Gumowy uchwyt ani razu nie spowodował lęku o wypuszczenie aparatu w wirze pracy. Szczerze powiedziawszy, w większości sytuacji nie wpinałem nawet gripa. Klasyczne już - jak na Sony, rozwiązanie zarządzania energią - jest oczywiście obecne również w DSLR-A900. Grip mieści dwa akumulatory litowo-jonowe (identyczny, pojedynczy mieści się w body bez gripa). Najpierw rozładowujemy baterię pierwszą, później przychodzi czas na drugą. Na bieżąco jesteśmy informowani o stanie zasilania w procentach. W międzyczasie można rozładowaną baterię zamienić na świeżą, a tę wyładowaną - podłączyć do zasilania. Grip równie dobrze pracuje z jedną baterią. To nie tylko wygodne, ale i ekonomiczne rozwiązanie - bo znacznie wydłuży żywotność naszych akumulatorów. Pojedynczy NP-FM500H, ważący zaledwie 78g, wystarcza spokojnie na dzień intensywnego fotografowania, nawet w dość mroźnych warunkach. Co więcej lekkie i niewielkie akumulatory pozwalają na zabranie ich w większym zapasie na dłuższy wypad "bez prądu". Osobiście oczekuję z niecierpliwością na dedykowane, solarne ładowarki...
Kiedy po raz pierwszy otwierałem pliki z DSLR-A900 w moim komputerze, do światowej premiery aparatu zostało około tygodnia. Byłem pod wrażeniem szczegółów, jednak spodziewałem się, że nowe, specjalistyczne oprogramowanie, które ukaże się już po premierze aparatu "wyciśnie z przetwornika soki" i przyniesie dużą poprawę. W międzyczasie pracowałem przy archiwizacji moich starych, poczciwych diapozytywów, głównie średnioformatowych. Kiedy kilka tygodni później dostępna była już odpowiednia wtyczka do mojego ulubionego programu graficznego umożliwiająca otwarcie plików z DSLR-A900... tu właśnie nie wiem jakiego wyrażenia użyć. Zaskoczenie, jest zdecydowanie za słabym określeniem. Natychmiast przypomniałem sobie średnioformatowe skany. Faktura obrazu, którą daje DSLR-A900 przypominała, czasem do złudzenia wysokiej klasy skany z 6x7 na dobrym slajdzie, tyle, że było pod wieloma względami o niebo lepiej - np. obraz był dużo, dużo ostrzejszy. I tu docieramy do kolejnego wątku - optyki. Od razu przyznam, że nie jest to największy zestaw optyki systemowej, ale też nie można powiedzieć, żeby czegoś wyraźnie brakowało, a już na pewno nie - jeśli chodzi o pełny zakres optyki dla ambitnych amatorów. Jakość obiektywów - wiele z nich po raz kolejny przypomniało mi średni format. Rozpiętość tonalna, w tym wypadku wyjątkowo duża, jest zdecydowanie domeną DSLR-A900. Kultura pracy, jakość mechaniczna, estetyka drzemiąca w surowej formie - dwa słowa wyjaśnią wiele: Carl Zeiss.
Tu przechodzimy do kolejnego wątku - kultura pracy. Największy w percepcji i najjaśniejszy wizjer w lustrzance cyfrowej Full Frame. Kadrowanie, precyzyjne ostrzenie sprawia ogromną frajdę.
Wspomniany już, bardzo wygodny uchwyt, niezła ergonomia. Genialnie przemyślane nawet drobne szczegóły - takie jak wygoda wcześniejszego podnoszenia lustra, wprowadzenie (ponownie, po wielu latach nie używania tego rozwiązania u innych producentów) czasu "T" - czyli przy trybie długich czasów (bulb) na "raz" otwieramy migawkę, na "dwa" zamykamy.
Całkowicie pominięto programy tematyczne - co odpowiednio pozycjonuje ten aparat.
Świadomi własnych potrzeb fotografowie ucieszą się z pewnością z 3 wprowadzonych (zamiast wspomnianych programów tematycznych) programów indywidualnych (lewe pokrętło z trybami pracy) - które sami możemy zaprogramować wedle własnych potrzeb.
Niektóre rozwiązania, wydaje się nazbyt śmiałe - jak zminimalizowanie górnego ekranu - przy dłuższym używaniu przestają doskwierać. Rozumiemy niejako intencje projektantów. Kolejny przykład?
Proszę bardzo - fantastyczna funkcja fotografii testowej. Informacja nie jest zapisywana na karcie, tylko zatrzymywana na chwilę w buforze. Obraz wyświetlany na wysokiej jakości, dużym 3 calowym kolorowym wyświetlaczu, zawiera wszystkie niezbędne dane (prametry naświetlenia) z możliwością korekcji z... podglądem finalnego efektu na żywo. Nie musimy zapisywać na karcie i kasować (niewygodne, niebezpieczne) kolejnych próbnych zdjęć. Po prostu wykonujemy zdjęcie próbne, korygujemy czas, balans bieli, etc. na bieżąco sprawdzając efekt na ekranie - nie tylko zmieniający się obraz, ale i histogram. Kiedy już wszystko jest OK - wciskamy spust migawki - a aparat naświetla klatkę zgodnie z wprowadzoną korektą... Proste? Doskonałe narzędzie do nauki fotografii dla każdego - od samego początku, a dla zawodowca doskonały podgląd. Przy pracy studyjnej, plenerowej - trudno o lepsze rozwiązanie. Przyznam, że ostatnio coraz częściej z niego korzystam - i z lenistwa rzadziej sięgam po ręczny światłomierz.
Mocny (stopy magnezowe), wygodny (gumowany) korpus kryje w sobie najwyższą technologię.
Jest to jedyna matryca pełnowymiarowa (Full Frame) z zastosowaną stabilizacją obrazu - SteadyShot. Przyznam, że bez większych kłopotów zachodzę o ponad 2-3 przysłony w dół. Oznacza to też brak konieczności zakupu droższych, wyposażanych dodatkowo w funkcję stabilizacji obiektywów - tu stabilizację możemy włączyć zawsze. Szczególne możliwości otwiera to przed makrofotografią, portretem - fotografując A900 możemy stosować bowiem dowolne obiektywy z bagnetem A i korzystać z zalet stabilizacji obrazu w korpusie.
Na szczęście nie zapomniano o funkcji czyszczenia matrycy. Zwłaszcza kiedy korzystamy z wielu obiektywów - moment ich zmiany tworzy niebezpieczeństwo wniknięcia pyłków do wnętrza aparatu. Funkcja czyszczenia - ułatwia zdecydowanie niezbędne od czasu do czasu działania higieniczne - zwykle wystarczy odessać kurze znad powierzchni matrycy, które dzięki specjalnym wibracjom nie przylegają do delikatnej powierzchni.
Jest się o co troszczyć. Bardzo gęsta matryca - prawie 25 megapikseli generuje olbrzymią ilość danych. Na szczęście pliki RAW można zapisać również w wersji skompresowanej (bezstratnie) dzięki czemu zamiast 35 mają "jedynie" ok. 24 MB każdy. Rozkompresowany RAW zapisany jako bitmapa 16 bitowa ma... ok. 140 MB! Tym bardziej zaskakuje wyjątkowa prędkość - aparat pozwala na zdjęcia seryjne - 5 klatek na sekundę. Bufor pozwalający zrobić w ciągu 12 klatek, pozostawia mały niedosyt przy zdjęciach seryjnych - w trybie maksymalnej prędkości po niespełna 3 sekundach trzeba "dać odpocząć migawce..." Dla spełnienia tak trudnych warunków pracy, zastosowano dwa procesory Exmor? - przetwarzający szybko przepływające dane. Wystarczająco, żeby w krótkim czasie zapełnić nawet dużą kartę pamięci. Oczywiście dla naszej wygody wprowadzono zarówno gniazdo standardowego dla Sony - Memory Stick? jak i popularnego CompactFlash.
Przez pierwsze miesiące używania aparatu pytano mnie często jak Sony DSLR-A900 sprawdza się w trudnych warunkach? Jak reaguje na niskie temperatury? Aparatu używałem w Nepalu przez ponad półtora miesiąca. Najpierw w warunkach wysokogórskiej pustyni (Dolina Mustangu) - dwa tygodnie praktycznie cały czas powyżej 4000 m n.p.m. Na zmianę - to wspinając się aż do osiągnięcia wysokości 5417 m n.p.m. - to schodząc w doliny.
Dużym obciążeniem dla sprzętu mogłyby okazać się skoki temperatur - od siarczystego mrozu przez
20-30 stopni Celsjusza i powrót do niskich wartości. Poza tym - jak to na pustyni (do tego wietrznej, bo wysokogórskiej) całe masy pyłu, piasku, etc. Później znowu spadki temperatur (w trakcie operowania sprzętem) do -20 stopni Celsjusza. W obu przypadkach aparat nie zawiódł ani razu. Nie zauważyłem, żeby ekstremalne warunki i ich zmienność negatywnie wpłynęły na funkcjonowanie sprzętu. Z wydajnością baterii włącznie - nie było wyraźnie zauważalnego spadku wydajności ogniw. Po trekkingach przyszedł czas na wodę - pojechaliśmy na rafting.
Oczywiście w najgorszych momentach zakładałem obudowę do nurkowania - byłbym szaleńcem nie robiące tego - kiedy grozi wypadnięcie za pokład albo potężne fale. Jednak w sytuacjach w miarę przewidywalnych, gdzie obawiałem się jedynie bryzgów wody - zaryzykowałem. Mimo subtropikalnej wilgotności w rzecznym kanionie, aparat nie sprawiał żadnego kłopotu - pracował zupełnie normalnie. Uważam, że ten bardzo obiektywny test pozwala wysoko ocenić dopracowanie konstrukcji pod względem odporności na warunki zewnętrzne.
Każdemu miłośnikowi fotografii polecam, aby choć spróbował przez jakiś czas fotografować DSLR-A900. Wiem, że w zdecydowanej większości przypadków, już po paru tygodniach trudno będzie wrócić do poprzedniego sprzętu.
Do lepszego człowiek przyzwyczaja się szybko.
Wiem to po sobie.
Tekst i zdjęcia - Marek Arcimowicz
Więcej na www.sony.pl/dslr
Wszelkie prawa do zdjęć są zastrzeżone.
www.swiatobrazu.pl