19 stycznia 2010, 14:58
Autor: Anna Cymer
czytano: 8257 razy

Terminator polskiej fotografii. Rozmowa z Adamem Mazurem, autorem książki `Kocham fotografię`

Terminator polskiej fotografii. Rozmowa z Adamem Mazurem, autorem książki `Kocham fotografię`

Przy okazji drugiego wydania książki "Kocham fotografię" (pierwsze sprzedało się w całości w zaledwie trzy miesiące!) rozmawiamy z jej autorem, Adamem Mazurem o fotografii artystycznej, krótkim życiu wystaw i pisaniu o sztuce.

 

- Spotykamy się przy okazji wydania drugiej, poszerzonej edycji tomu „Kocham fotografię”. To zbiór tekstów, które napisałeś na przestrzeni ostatnich 10 lat. Kto dokonał ich wyboru, czym się kierowaliście, dobierając teksty do tej książki?

- Wybór tekstów, które znalazły się w książce, to praca moja i wydawcy, czyli Kuby Banasiaka, szefa wydawnictwa „40000 Malarzy”.
Tom „Kocham fotografię” – i pierwsze, i drugie wydanie – składa się w trzech części. Pierwsza to wybór tekstów krytycznych, tekstów recenzji wystaw, które dla mnie były szczególnie ciekawe lub ważne. Większość dotyczy fotografów polskich, a publikowana była w internetowych magazynach „Obieg” i „Fototapeta”.
Druga część – to dłuższe, mniej doraźne, a bardziej analityczne eseje. Jest tam na przykład  tekst znany z katalogu wystawy „Nowi dokumentaliści”, ale jest też esej o fotografii polskiej po 2000 roku, który do tej pory nie był publikowany w Polsce, bo ukazał się tylko w magazynie Imago. Trzecia część książki – to rozmowy z artystami, które przeprowadzałem na przestrzeni ostatnich lat. Część z wywiadami dołączyliśmy jako coś w rodzaju „tekstów źródłowych” o nieco lżejszej formie. W drugim wydaniu pojawiły się nowe teksty – m.in. o kulturze festiwali fotograficznych w Polsce; dodaliśmy też indeks.
Wiele dyskusji poświeciliśmy temu, czy umieścić w książce fotografie, był plan, żeby dodać je w drugim wydaniu. Jednak świadomie z tego zrezygnowaliśmy – bo fotografie można znaleźć dziś wszędzie, a my chcieliśmy zachęcić odbiorcę przede wszystkim do czytania, myślenia i do wyrobienia sobie własnego zdania na podstawie tekstu, który bardziej zmusza do skupienia, niż obraz.


- Zbiór recenzji, który jest znaczącą częścią książki, to teksty dotyczące wydarzeń sprzed lat. Czy nie obawiałeś się, że ktoś mniej obeznany ze światem fotografii albo ktoś, kto fotografią interesuje się od niedawna, nie zaciekawi się recenzjami wystaw, których dziś już nikt nie pamięta?

- Nie obawiałem się tego, bo taka jest specyfika pisania o sztuce – bardzo często trzeba czytelnikom opowiedzieć o czymś, czego oni sami nie zobaczą. Tak samo jak naturą wystaw jest to, że mają krótki żywot, są przecież czynne najwyżej przez kilka tygodni. Na co dzień zajmuję się pisaniem i redagowaniem tekstów na temat wystaw, których większość czytelników nie widzi i zawsze staram się, żeby teksty przybliżały wiedzę i na temat konkretnej wystawy, i sztuki w ogóle. Można powiedzieć, że nie starzeją się teksty, które są czymś więcej niż zapisem wydarzenia, które mają w sobie poza opisem także element krytyki. I takie teksty staraliśmy się wybierać do „Kocham fotografię”.
Najgorsze, co się może przydarzyć wystawie, to że przejdzie niezauważona, że nikt jej nie opisze, nie zrecenzuje. Krytyka jest również sposobem dokumentowania sztuki. Do niedawna był to realny problem, bo ukazywało się bardzo mało tekstów towarzyszących wystawom – czy to w formie katalogów, czy recenzji. Teraz to się zmienia na lepsze – i coraz więcej osób chce również takie teksty czytać.

- Jako czytelniczce, mi zabrakło mi w kilku miejscach aktualizacji – przypisów, współczesnych komentarzy do sytuacji sprzed lat. W książce pojawiają się opisy miejsc czy wydarzeń, które dziś albo już nie istnieją, albo funkcjonują na zupełnie nowych zasadach. Nie chciałeś dołączyć do tych tekstów informacji, jak wtedy opisywana sprawa wygląda dziś, po blisko 10 latach?

- Przy włączaniu do książki tekstu o zamknięciu Małej Galerii ZAPF-CSW myślałem o tym, żeby dołączyć przypis, czym się ta historia skończyła, jak Galeria oObok ZPAF, która powstała w jej miejsce działa dziś. Ale to wymagałoby rzetelnej analizy, chociażby prześledzenia programu galerii - na to zabrakłoby miejsca w przypisie. Podobnie rzecz się ma z pomysłem dopisania, czym zajmują się dziś artyści, o których wtedy pisałem. Wielu z nich teraz zajmuje się czymś całkiem innym, przeszło długą drogę od czasu wystaw sprzed lat. To wszystko byłoby już materiałem na całkiem inny tekst czy nawet serię tekstów – dlatego nie pojawia się w tej książce. W tym sensie „Kocham fotografię” jest książką aktualną i historyczną zarazem.
Z drugiej strony brak tych „aktualizacji” być może zachęci czytelnika do własnych poszukiwań, eksploracji świata fotografii polskiej. Może sprowokuje nie tylko do „wgryzienia się” w temat, ale też i do własnego pisania, myślenia czy rozmawiania o fotografii.

- Twoje poglądy na temat fotografii są dość wyraziste, teksty piszesz ostrym językiem. Wiemy, że masz na koncie sporo polemik z innymi autorami czy fotografami. Czy dziś, gdy te teksty zebrane są razem i znów się ukazują, wracają do Ciebie tamte wydarzenia, czy dziś spotykasz się z głosami oburzenia czy niezgody na to, co piszesz?

- Forma książki jest spokojniejsza, chłodniejsza niż pisany na bieżąco tekst publikowany w Internecie. W sieci teksty można na bieżąco komentować, wywołują emocje; książka jest obierana jako „poważniejsza”, więc nie wywołuje skrajnych reakcji. Z pewnością wyrazisty pogląd wyraził Krzysztof Jurecki, który po lekturze książki nazwał mnie „Terminatorem fotografii polskiej”, co można chyba rozumieć jako przewrotny komplement.
 
- Czy uważasz siebie za tego, który zorganizował pogrzeb fotografii artystycznej? I po wydaniu książki, i już wcześniej przez wielu jesteś za kogoś takiego właśnie uznawany, ty jako pierwszy powiedziałeś głośno i wprost, że podział na „sztukę” i „nie-sztukę” w fotografii się skończył.

- Skonstruowanie takiej aparatury teoretycznej, która umożliwiałaby zobaczenie fotografii polskiej w nowy sposób było dla mnie od początku najważniejsze. Podział na „artystyczną” i „zwykłą” fotografię według mnie od dawna jest już nieaktualny i wydaje mi się oczywiste, że dziś nie ma on już sensu poznawczego.
Spór o to, co jest ciekawe, wartościowe, współczesne w fotografii będzie trwał zawsze, mi jednak chodziło o poszerzenie pola dyskusji. Krytykuję  anachroniczne spojrzenie wielu krytyków czy kuratorów, ale też staram się zaproponować w zamian coś nowego. Być może moje spojrzenie na fotografię również będzie skrytykowane. W porządku, ale niech ta autorska wizja będzie początkiem dyskusji – zacznijmy o tym, co nowe, ciekawe i inspirujące rozmawiać, a nie udawać, że nic się nie zmienia. Nie można w nieskończoność udawać, że fotografia komercyjna, fotografia mody, nawet prace polskich paparazzich są bez wartości i nie ma sensu się nimi zajmować.

Zmiana myślenia o fotografii nie dokonuje się tylko i wyłącznie dzięki krytyce artystycznej, lecz również dzięki wystawom. Dlatego zależało mi, żeby w książce znalazły się też teksty z katalogów wystaw. Dopiero takie działanie pozwala na „wyrównanie rachunków”. Słyszymy dźwięki marsza żałobnego granego fotografii artystycznej i jednocześnie widzimy na horyzoncie nowe zjawiska, nowych twórców, których za artystów dotąd nie uważano np. fotografów dokumentalistów.
Staram się wydobywać z marginesu zjawiska dotąd pomijane – jak fotografia paparazzich, czyli np. to, co robią Przemysław Stoppa, czy Mikołaj Komar, którego obecność na wystawie „Efekt czerwonych oczyu” do dziś jest mi wypominana. Kolejną trudną do zaklasyfikowania w normach „artystyczny-nie artystyczny” jest np. Mikołaj Długosz, którego można nazwać i antropologiem, i fotoedytorem, i archeologiem. Wszystko o Długoszu można powiedzieć z wyjątkiem jednego: że to co robi jest „fotografią artystyczną”.  Ale czy przez to jest mniej wartościowe? Dziś już nikt nie zaprzecza, że takie zjawiska jak polska szkoła paparazzich istnieją, ale nadal trudno wielu obserwatorom zaakceptować, że „takie” zdjęcia ogląda się w muzeum, na wystawie.
 
 - Czy obserwując polski rynek fotograficzny, wystawy, wydawnictwa, widzisz tę zmianę myślenia, podejścia? Zmianę widzenia u kuratorów, ale też u fotografów, u artystów?

- Zmiana jest kolosalna, wystarczy wziąć do ręki katalogi wystaw z lat 90., żeby zobaczyć, że dziś jesteśmy już zupełnie gdzie indziej.
Młodzi polscy artyści czy fotografowie mają zupełnie inne horyzonty. Interesuje ich wszystko -  komercja, sztuka, dokument - mogą to wszystko mieszać, mogą to pokazywać w sieci, w galeriach, na festiwalach, w magazynach internetowych. To jest świat nieporównywalny z tym, co było jeszcze 10 lat temu.
Jest oczywiście wiele osób, które pasjonują się tą klasyczną, „piękną” fotografią, analogową, bliską dawnemu pojęciu „artyzmu”. Ale dziś taka definicja fotografii nie dominuje, nie przytłacza innych wrażliwości, czy perspektyw. „Fotografowie artyści” są ważną częścią świata współczesnej fotografii, ale poza nimi dzieje się wiele i ich sposób widzenia świata już nie jest jedyny. Mimo stałego poszerzania się pola fotografii w Polsce nadal są obszary niedowartościowane – jak chociażby fotografia mody. To kuriozalne, że w ogóle nie mówi się o niej poza kontekstem kolorowych pism. Zajmowanie się fotografią w Polsce wciąż ma w sobie wiele z przygody, z odkrywania obszarów, które z różnych względów pozostają nietknięte, niezagospodarowane.
 

Więcej o książce "Kocham fotografię" można przeczytać TUTAJ oraz na stronie wydawcy http://40000malarzy.pl
 



www.swiatobrazu.pl