31 maja 2011, 12:20
Autor: Redakcja SwiatObrazu.pl
czytano: 7837 razy

Wywiad z Tomaszem Gudzowatym - fragment książki "Artyści mówią. Wywiady z mistrzami fotografii"

Wywiad z Tomaszem Gudzowatym - fragment książki "Artyści mówią. Wywiady z mistrzami fotografii"

Tomasz Gudzowaty zaczynał karierę od fotografii przyrodniczej. Zapraszamy do lektury fragmentu wywiadu, który został opublikowany w książce "Artyści mówią. Wywiady z mistrzami fotografii".

Książka jest rekomendowana przez serwis SwiatObrazu.pl.



Hanna Maria Giza: W jaki sposób fotografował pan Following the Rain? Czy rzeczywiście było tak, jak mówią niektórzy, że na miejsce akcji, czyli w pobliże wielkiego wodopoju, gdzie o określonej porze roku zwierzęta na pewno muszą się pojawić, zjechały dziesiątki fotografów z całego świata i że wszyscy w samochodach safari ustawili się wzdłuż trasy, którą miały biec antylopy gnu, i – zaciekle ze sobą rywalizując – starali się zrobić najlepsze zdjęcia?
Tomasz Gudzowaty: Tak, ponieważ są tylko dwa wyjątkowe wydarzenia w świecie zwierząt. Jednym z nich jest właśnie wielka migracja antylop gnu z Tanzanii do Kenii w poszukiwaniu deszczu, która wręcz poraża swoją skalą. A drugim jest śmierć wielorybów, które nie wiadomo z jakiego powodu całą ławicą wpływają na mielizny, na plażę. Rzecz w tym, że świat się zmienia. Zmienia się również skala tych wędrówek. Instynkt przeczuwania deszczu gwarantuje zwierzętom przetrwanie, ponieważ wiąże się to bezpośrednio z wegetacją traw. Tu chodzi o przetrwanie, o przeżycie niezwykle licznej populacji, bo w Masajmarze i Serengeti żyje ponad trzy miliony antylop gnu. Aż półtora miliona, czyli połowa ich populacji, decyduje się w tym samym czasie na wędrówkę. Wszyscy wiedzieliśmy, że najważniejszym miejscem będzie przeprawa przez rzekę. Tam następuje konfrontacja zwierzęcia z nurtem rzeki, z bardzo stromymi brzegami. A antylopy gnu, nie wiadomo dlaczego, mają dość niezwykłą chęć udowadniania sobie nawzajem, że są bardzo silne, i z wysokiego brzegu skaczą bez opamiętania niemalże jedne na drugie. Oczywiście wiele z nich wtedy ginie, bo łamią sobie kręgosłupy albo nogi, a słabsze osobniki po prostu znosi nurt. Wszyscy wiedzieliśmy, że kulminacja tego zjawiska musi nastąpić.

Artyści mówią. Wywiady z mistrzami fotografii
Fot. Tomasz Gudzowaty, Following the Rain

 

HMG: I na ten dramat antylop czekali fotografowie?
TG: Może raczej na jakiś bardzo mocny materiał fotograficzny.

HMG: Co to znaczy "bardzo mocny materiał fotograficzny"?
TG: Taki, który zaskoczy swoją skalą, pokaże ją. I ja powiedziałem sobie: dobrze, cierpliwie czekam trzy miesiące. Bo tyle czasu trwało wyczekiwanie na ten dzień. Był poranek, bardzo wczesny, nie wiem, wpół do piątej, może piąta, ledwie świtało. I wtedy ze wzgórza, gdzie przeczekiwaliśmy noc, zobaczyłem, że łąki na olbrzymiej przestrzeni zrobiły się nagle czarne, jak gdyby ktoś wylał na nie atrament. Nie wierzyłem własnym oczom. Według późniejszej oceny strażników parku około 350 do 500 tysięcy sztuk zwierząt stanęło wówczas nad rzeką, by ją przekroczyć. To był wyjątkowy, niesamowicie ciężki dzień. Pobiłem wtedy swój rekord życiowy, zrobiłem 98 filmów. Koniecznie chciałem znaleźć się wśród tych zwierząt, a jednocześnie starałem się, żeby jak najmniej zakłócić im spokój i przeprawę, bo one są bardzo płochliwe.

Artyści mówią. Wywiady z mistrzami fotografii
Fot. Tomasz Gudzowaty, Following the Rain

[kn_advert]

HMG: Wszedł pan w to gigantyczne stado?
TG: Tak, cały czas musiałem być pomiędzy nimi. Pomyślałem sobie, że skoro te zwierzęta skaczą, to pięknym zdjęciem byłoby zrobienie tego skoku od dołu. Później znów chciałem ukazać go od góry. Musiałem znaleźć drzewo, na które trzeba było się wdrapać, żeby mieć należytą perspektywę. To była walka z czasem, przestrzenią i masą zwierząt, którą utrudniała obecność najlepszych fotografów przyrody na świecie. Rywalizowało ich wtedy ze sobą chyba ze trzydziestu. W pewnym momencie byłem nawet trochę zdegustowany, widząc, że niektórzy za wszelką cenę chcą robić zdjęcia i przekraczają pewne granice – granice bycia obserwatorem. Wolałem się wówczas wycofać. Zawróciłem więc jakieś sto pięćdziesiąt metrów w dół rzeki. No i wtedy pojawiła się najbardziej wymarzona sytuacja, mianowicie podpłynął tam krokodyl i ustawił się pomiędzy dwiema antylopami. Czyli znów mogłem zrobić zdjęcie, które stało się swoistą ikoną. To było to, czego ja szukałem w fotografii. Jeszcze do niedawna przypinano mi  łatkę, że należę do ludzi, którzy opowiadają historię jednym zdjęciem. Że mój sposób podchodzenia do materiału jest sposobem szukania znaku, czegoś, co sprawia, że człowiekowi, który nie zna sytuacji, da stosunkowo dużo informacji o miejscu, czasie, przebiegu zdarzenia.



www.swiatobrazu.pl