30 listopada 2008, 11:28
Autor: Anna Cymer
czytano: 5154 razy

Bytomska Kronika zakopuje przepaść pokoleniową

Bytomska Kronika zakopuje przepaść pokoleniową

Młody fotograf dziś nie wie, jak się wywołuje negatyw. Stary zaś może mieć mało do powiedzenia na temat balansu bieli. Ale czy w związku z tym zmieniała się też fotografia?

Na naszych oczach dokonała się rewolucja. W ciągu dekady fotografia przeżyła gigantyczną zmianę, większą chyba niż przejście z płytek szklanych na elastyczną błonę fotograficzną. W krótkim czasie całkowicie w odstawkę poszły analogowe materiały i techniki fotograficzne, ustępując miejsca technologii cyfrowej.
Przez jakiś czas oba sposoby utrwalania obrazu żyły jednocześnie – bo nie wszyscy równie łatwo i sprawnie przenieśli swoją działalność w świat zdigitalizowany. Przez jakiś czas mówiło się wręcz, że „cyfrówka nigdy nie wygra z analogiem”. Rzeczywiście, dość długo jakość obrazu cyfrowego pozostawiała wiele do życzenia. Ale i to już się zmieniło – są bowiem cyfrowe lustrzanki, także średnioformatowe, które robią zdjęcia doskonałej jakości. Technika cyfrowa dziś już całkowicie wyparła analogową, pozostawiając dla niej miejsce jedynie w pracowniach fanatyków, hobbystów i pasjonatów.
Tę technologiczną przemianę można też potraktować symbolicznie – jako zmianę w sposobie myślenia i miejsca fotografii w świecie, w sztuce, w świadomości ludzi. Bo przecież jeszcze 10 lat temu, żeby robić zdjęcia – choćby najbardziej amatorskie – trzeba było jednak mieć aparat, kupić kliszę, później ją wywołać i zrobić odbitki. Dziś, żeby zostać „fotografem” wystarczy telefon komórkowy, w którym efekt pracy widoczny jest w ułamku sekundy.

Tę zmianę we współczesnym świecie i istnieniu w nim fotografii zaczęła śledzić bytomska Galeria Kronika. Trwa tam właśnie druga z serii wystaw, na których spotykają się twórcy „starej szkoły” z młodymi. Dzięki czujności i pomysłowi kuratorów galerii – Sebastiana Cichockiego i Stanisława Rukszy – widz może prześledzić, jak podobne (lub wywodzące się ze zbliżonych pomysłów) idee pokazywali twórcy przed laty i jak robią to dziś. Pierwsza ze wspomnianych wystaw, która odbyła się w 2006 roku, składała się z wyboru prac Zofii Rydet (z serii „Zapis socjologiczny”) oraz zdjęć Jana Smagi i Anety Grzeszykowskiej. Od 29 listopada w Bytomiu można zobaczyć kolejne zostawienie – tym razem są to prace z końca lat 70. Jerzego Lewczyńskiego („Fotografia naiwna” i „Negatywy znalezione w NY”) i znane współczesne projekty Mikołaja Długosza („Real Foto” i „Pogoda ładna...”).


Jerzy Lewczyński, Negatywy znalezione w NY, 1979


Sami kuratorzy swój pomysł wspomnianych zestawień uzasadniają dwojako. Przy pierwszej wystawie chcieli wskazać „pewne zagadnienia polskiej fotografii konceptualnej jako nietypowego ciągu przyczynowo-skutkowego, pełnego zaskakujących analogii i korelacji”. Zróżnicowana geneza i punkt wyjścia prac Rydet i duetu Grzeszykowska/Smaga dawała tego doskonały obraz. Teraz zestawiono ze sobą dwa zupełnie różne projekty, oparte jednak oba na materiale bądź to archiwalnym, bądź „odnalezionym”. Stanisław Ruksza pisze: „podkreślamy istnienie od kilku dekad podobnych postaw archeologicznych, mikrohistorycznych czy quasi-detektywistycznych, bazujących na materiale znalezionym”. 

Mówi się, że wszystko już było, że dziś nie da się wymyślić już nic oryginalnego i sztuka współczesna bazuje tylko na osiągnięciach przeszłości. Być może i tak jest. Jednak obserwowanie tego, jak nawet te same wzory i koncepcje rozwijali artyści kiedyś, a jak robią to dziś jest nie mniej fascynujące, niż oglądanie czegoś oryginalnego. Sztuka się zmienia, ewoluują techniki i sposób opowiadania o świcie. Ale jakże często problemy trapią nas te same. 


Mikołaj Długosz, z cyklu Real foto, 2008



www.swiatobrazu.pl