czytano: 36585 razy
Fotografia na świecie: Węgry
W przeglądzie fotografii na świecie wybieramy się z wizytą na Węgry. Kraina winem płynąca to również ojczyzna gigantów sztuk wizualnych – to nieduże państwo może poszczycić się szeregiem znanych nazwisk, które zapisały się na dobre w historii fotografii. Zobaczmy zatem sylwetki zarówno tych "największych z największych", jak i mniej może znanych, ale godnych uwagi artystów.
Robert Capa
Fotografia węgierska jako całościowe zjawisko nie jest może u nas tak szalenie popularna, jak choćby czeska, z pewnością nie można jednak powiedzieć, jakoby była "ziemią nieznaną". Świadczą o tym liczne przeglądy i prezentacje, które regularnie odbywają się w ramach festiwali fotografii i sztuki (przykładowo, wątki węgierskie dominowały w edycji krakowskiego Miesiąca Fotografii w roku 2006). Jesli jednak nawet ktoś nie gustuje w przeglądach, czy zdarza mu się przegapiać wystawy, musi kojarzyć nazwiska fotograficznych demiurgów: Brassaï, Robert Capa, André Kertész – wszyscy oni pochodzili z Węgier właśnie. Naturalnie, poświęcimy im w naszej publikacji właściwą dozę uwagi, z pewnością jednak nie pominiemy tak pełnego życia, barwnego zjawiska, jakim jest fotografia węgierska młodszego pokolenia.
"Nie wystarczy mieć talent. Trzeba jeszcze urodzić się Węgrem", mawiał dowcipnie Robert Capa zapytany o przepis na sukces w fotografii. Najsłynniejszy reporter wojenny minionego stulecia urodził się w Budapeszcie jako Endré Ernő Friedmann. Był samoukiem, a pierwsze kroki stawiał w agencjach prasowych Berlina, dokąd wyemigrował w 1931 roku. [comment]Prócz niewątpliwego talentu miał również szczęście: jednym z jego pierwszych zadań było sfotografowanie Lwa Trockiego, który akurat gościł w Kopenhadze. Chińska klątwa, jak mówią, brzmi: "obyś żył w ciekawych czasach", dla młodego Friedmanna jednak burzliwe dekady pierwszej połowy XX wieku okazały się naturalnym środowiskiem życia. Wskutek nastania ery Trzeciej Rzeszy zdecydował się na emigrację i przeniósł się do Paryża, gdzie z pomocą przedsiębiorczej narzeczonej, Polki Gerdy Pohorylles (Taro) stworzył swoje nowe, fotograficzne alter ego. Robert Capa pierwotnie był fikcyjnym bytem, a para jedynie "reprezentowała jego interesy", wkrótce jednak Friedmann zrósł się na dobre ze stworzoną przez siebie postacią. Tak narodził się Robert Capa, reporter wojenny.
Przełomem w jego karierze okazała się wyprawa do ogarniętej wojną domową Hiszpanii, celem stworzenia reportażu dla magazynu Vue. Tam powstało jedno z najlepiej rozpoznawalnych zdjęć świata, przedstawiające upadającego pod ciosem kuli republikańskiego żołnierza. Obraz przyniósł Capie błyskawiczną sławę. Wkrótce zdawał relację z japońskiej inwazji na Mandżurię, wreszcie z D-Day, a już po wojnie – z pierwszych dni nowego państwa Izrael. "Dla reportera wojennego przegapić inwazję to jak odmówić zaproszenia na randkę Lanie Turner" – mówił, nie kryjąc jednocześnie swej szczerości: choć jego żywiołem było fotografowanie wojny, niczym nie brzydził się tak jak nią. "Mam nadzieję, że jako reporter wojenny będę do końca życia bezrobotny", powiedział kiedyś.
Był gwiazdą. Przyjaźnił się z Ernestem Hemingwayem, Humphreyem Bogartem, romansował z Ingrid Bergman. Zginął niespodziewanie w 1954 roku, w czasie pierwszej wojny indochińskiej, którą relacjonował. Przypadkowo nastąpił na minę.
Fot. Robert Capa
[kn_advert]
Fot. Robert Capa
Fot. Robert Capa
Fot. Robert Capa
Brassaï
Czasy międzywojenne to okres prawdziwego triumfu artystów węgierskiego pochodzenia. Brassaï, nazwany przez Henry'ego Millera "okiem Paryża", należał do tych najbardziej znanych. Urodził się jako Gyula Halász w siedmiogrodzkim Brasso (dziś Brasov, Rumunia). Od nazwy rodzinnego miasta pochodzi jego pseudonim, który oznacza po prostu "z [comment]Brasso". Podobnie jak Robert Capa, na miejsce swych studiów wybrał Berlin, lecz pod wpływem swych przyjaciół z artystycznych kręgów przeniósł się w 1924 roku do Paryża. Tam podjął się pracy dziennikarza, jednocześnie ucząc się francuskiego... metodą uważnego czytania Prousta. Przebywał w świecie bohemy – zaprzyjaźnił się ze wspomnianym Henry Millerem, Salvadorem Dali, Alberto Giacomettim, których portrety chętnie wykonywał.
Brassaï miał szczęście trafić na doskonałego nauczyciela fotografii – był nim jego rodak, André Kertész. To on przekazał mu najcenniejsze wskazówki, które Halász niebawem zaczął stosować w praktyce. Jego ulubionym tematem był Paryż, zwłaszcza widziany nocą. Fotografia była dla niego medium, które "pozwalało uchwycić piękno ulic i ogrodów w deszczu i mgle, obraz nocnego Paryża". Wybierał się na długie wyprawy po zmroku, fotografował zaplecza kabaretów i varietes, światła ulic, zgiełk kawiarni, schadzki kochanków.
Prócz fotografii, Brassaï próbował swych sił w innych mediach. Jego nakręcony w paryskim ZOO film Tant qu'il y aura des bêtes został doceniony na festiwalu w Cannes. W latach 60. poświęcił się niemal całkowicie rzeźbie.
Fot. Brassaï
[kn_advert]
Fot. Brassaï
Fot. Brassaï
André Kertész
André Kertész zasłynął wysoce osobistym spojrzeniem na dokument fotograficzny. Jego nieortodoksyjne, charakteryzujące się śmiałym podejściem do światła i kąta zdjęcia, z początku przyniosły mu etykietę awangardzisty, zwłaszcza, że mieszkający w owym czasie w Paryżu Kertész trzymał się blisko środowiska dada. Minęło nieco czasu, nim jego "subiektywny dokument" został doceniony: niewielkie w formacie (Kertész jako jeden z pierwszych używał Leici), intymne, liryczne fotografie będące próbą zatrzymania ulotnej chwili w kadrze istotnie wpłynęły na twórczość licznych następców, w tym wspomnianego wyżej Brassaïa. "Wszyscy bardzo wiele mu zawdzięczamy", mówił z uznaniem Henri Cartier-Bresson.
W roku 1936 Kertész, zaniepokojony wzrostem nastrojów antysemickich w Europie (sam był Żydem z pochodzenia), przeniósł się do Stanów Zjednoczonych. Jego praca za Oceanem wydatnie różniła się od wcześniejszych artystycznych, autorskich poszukiwań: wykonywał komercyjne reportaże dla takich magazynów, jak Vogue czy House and Garden. Nie [comment]wspominał tego okresu dobrze. Nie czując się komfortowo jako fotograf "na zamówienie", zwrócił się po pewnym czasie ponownie w artystycznym kierunku. Wydał autorski album Day of Paris, z którego reprodukcje pokazano na solowej wystawie w Chicago. Zerwał współpracę z domem wydawniczym Conde Nast, dla którego tytułów pracował, i rozpoczął starania o udział w wystawach międzynarodowych. Okazało się to dobrym posunięciem – jego innowacyjne spojrzenie na dokument zostało wreszcie należycie docenione, czego ukoronowaniem stała się wystawa w nowojorskim MoMA. "Piszę światłem", odpowiadał lakonicznie, zapytany o swoją metodę pracy.
Nietypowo podszedł do jego twórczości Andrzej Stasiuk: jedno z wczesnych zdjęć Kertésza, przedstawiające niewidomego skrzypka, zachęciło go do odwiedzania miejscowości, w której wykonano tę fotografię. Wyprawa stała się impulsem do napisania Jadąc do Babadag.
Fot. Andre Kertész
[kn_advert]
Fot. Andre Kertész
Fot. Andre Kertész
Fot. Andre Kertész
Arion Gabor Kudász
Młodsza fotografia węgierska również ma niemało do zaoferowania. Arion Gabor Kudász (ur. 1978) to człowiek miasta: urbanistyczne pejzaże, zaniedbane zakątki, parkingi, przemysł, śmieci i ludzie funkcjonują w jego fotografii na równych prawach. Twórczość Kudásza wydaje się mieć swoiście etnograficzny charakter: przez pokazanie miejsc bytowania i praktyk mieszkańców miast rysuje szczegółowy i wyrazisty obraz ich samych.
Fot. Arion Gabor Kudász
[kn_advert]
Fot. Arion Gabor Kudász
Fot. Arion Gabor Kudász
Viola Fátyol i Enikő Hangay
Prace Violi Fátyol (ur. 1983) skupiają się na temacie relacji międzyludzkich, z przewijającym się wyraźnie motywem intymności. Czułe, ciepłe, ale jednocześnie wnikliwe spojrzenie, jakie praktykuje Fátyol, pozwala jej aranżować najbardziej niezwykłe i bardzo wymowne kompozycje: grupę dorosłych mężczyzn bujających się na huśtawkach czy własną babcię, udekorowaną aureolą z ciasta.
Fot. Viola Fátyol
[kn_advert]
Fot. Viola Fátyol
Fot. Viola Fátyol
Enikő Hangay, kursująca między Budapesztem a Nowym Jorkiem, jak sama mówi "szuka tych części codziennego życia w mieście, które oko zwykle pomija". Jej bajkowe podejście do rutyny życia owocuje zaskakującymi niejednokrotnie zestawieniami, przy użyciu zupełnie zwyczajnych środków. Niespodziewany obiekt, zachwycające zestawienie kolorów, zmieniają u Hangay codzienność w fantastykę.
Fot. Enikő Hangay
[kn_advert]
Fot. Enikő Hangay
Fot. Enikő Hangay
www.swiatobrazu.pl