czytano: 45670 razy
Fotopro MGA-684N+FPH-62Q - test statywu
Jak wybrać właściwy statyw? Czy rzeczywiście, jak twierdzi wielu, do normalnych zastosowań fotograficznych nadają się tylko nienajtańsze konstrukcje znanych producentów lub też trójnogi bardzo ciężkie? A może jednak warto dać szansę coraz bardziej rozbudowanej ofercie rodem z krajów Dalekiego Wschodu? Ta bowiem prezentuje się coraz bardziej interesująco. Dzięki uprzejmości firmy FoxFoto do naszej redakcji trafił statyw Fotopro MGA-684N. Oto test tego wszechstronnego urządzenia.
Budowa i wygląd zewnętrzny
W przypadku wielu statywów chińskiej produkcji jedyne, co można dobrego o nich powiedzieć to, że są lekkie i tanie. Przez wiele lat sztandarowym przedstawicielem myśli technicznej Państwa Środka w tym zakresie były plastikowe statywy zdobiące półki marketów z elektroniką użytkową nadające się do najwyżej do postawienia na nich lampy błyskowej (i zresztą o cenie kojarzącej się bardziej ze statywami oświetleniowymi). Jednak w okolicach 2007 roku zaczęło się to zmieniać i od tego czasu tzw. "chińczyki" coraz częściej zaczęły przypominać konstrukcje topowych producentów statywów nie tylko z wyglądu, ale też pod względem wytrzymałości i niezawodności – będąc przy tym nadal znacznie tańsze od oryginałów. Nie było to już oczywiście 80-100 zł za statyw "z maksymalną wysokością 200 cm i udźwigiem 18 kg", ale mniej więcej połowa tego, co trzeba było zapłacić za analogiczny model takich firm jak Gitzo/Manfrotto, Induro czy Benro. Pojawiają się też coraz częściej konstrukcje niebędące bezpośrednimi kopiami istniejących rozwiązań, lecz w większym stopniu innowacyjne. Do tej grupy należy niewątpliwie model MGA-684N firmy Fotopro, który to model otrzymaliśmy do testów w zestawie z głowicą FPH-62Q.
Statyw Fotopro MGA-684N z głowicą kulową FPH-62Q. |
Niektórzy producenci pragną skusić nabywcę modelami będącymi czymś więcej, niż jedno urządzenie. Do takich właśnie akcesoriów należy testowany statyw Fotopro MGA-684N, będący w założeniu hybrydą bardzo uniwersalnego statywu oraz... monopodu. W wersji z głowicą kulową FPH-62Q (oprócz tego producent sprzedaje go w jeszcze dwóch wersjach – bez głowicy oraz z głowicą T7; ta ostatnia póki co jest niedostępna w polskiej dystrybucji) można go nabyć w cenie 555 złotych. A ponieważ jest to kwota, za jaką przy odrobinie starań można nabyć całkiem niezły statyw "markowy", toteż postanowiliśmy przyjrzeć się, co ma do zaoferowania za takie pieniądze chiński producent.
[kn_advert]
Zawartość zestawu
Pakiet, w jakim dostarczany jest statyw MGA-684N jest dość imponujący. Z solidnego kartonowego pudła, w jakim znajduje się sprzęt wyjęliśmy ciężki pokrowiec, w którym jak się okazało mieszczą się wszystkie elementy urządzenia – a jest ich całkiem sporo. Oprócz samego statywu z głowicą znalazły się tam bowiem: odkręcany hak do podwieszania obciążenia pod centralną kolumną, zapasowe gumowe końcówki na nogi, dokumentacja, klucze oczkowy i imbusowy (zapachniało trochę pewną znaną szwedzką siecią sklepów meblowych, ale spokojnie – tego statywu nie trzeba składać od zera) i nieco zagadkowa zwijana saszetka, do której jeszcze wrócimy. Oraz dokumentacja oczywiście, w postaci zadrukowanej obustronnie kartki papieru. Ta ostatnia jest dwujęzyczna i oczywiście nie ma wśród tych dwóch języków polskiego – duży minus, choć nie dla producenta, lecz raczej naszego rodzimego dystrybutora.
Zawartość zestawu Fotopro MGA-684N + FPH-62Q. Widoczny statyw oraz wszystkie akcesoria dodatkowe. Na zdjęciu nie widać tylko pokrowca, który przedstawiliśmy poniżej. |
Z dodatków kilka rzeczy zwraca szczególną uwagę: przede wszystkim klucze. Są one potrzebne (na szczęście) tylko wówczas, gdy chcemy zrobić ze statywu monopod i vice versa. Nie zgubcie ich jednak – charakterystyczne wyprofilowanie klucza ma swoją przyczynę w tym, jak przeznaczoną "pod niego" nakrętkę wpuszczono w korpus kolumny. Wprawdzie odkręcenie jej normalnym kluczem płaskim lub nasadką nie jest niemożliwe, ale do wygodnych też nie należy.
Gumowe zapasowe końcówki na nóżki to bardzo, ale to bardzo miły ukłon w kierunku użytkowników tego typu sprzętu i ich bolączek. Bardzo niewielu użytkowników tego typu statywów – tzn. ze zdejmowanymi "butami", pod którymi kryją się metalowe kolce do zwiększania przyczepności nóg na miękkim podłożu i w piachu – zachowuje te elementy w komplecie przez dłużej niż kilka miesięcy. Po prostu prędzej czy później się one gubią, a wtedy zakupienie zamienników graniczy z cudem. Ostatni godny uwagi element, czyli saszetka zostanie opisana bliżej przy okazji "monopodowych" funkcji trójnogu.
Sam pokrowiec również zasługuje na uwagę – jest gruby, sztywny i wykonany z dobrej jakości materiałów. Wydaje się być wręcz nie do zdarcia, może za wyjątkiem dość przeciętnych suwaków. Wyposażono go (co jest dość nietypowe) w boczną kieszonkę, w której standardowo mieszczą się dołączone do statywu dodatki, ale chyba każdy fotograf znajdzie dla czegoś takiego znacznie lepsze zastosowanie. Kieszonka jest duża i bez problemu zmieści się tam nawet portfel z telefonem komórkowym.
Pierwsze wrażenia
Sam statyw jest konstrukcją prawie w całości aluminiową – nieliczne elementy wykonane z tworzywa sztucznego nie są tymi, na które podczas codziennego użytkowania wywierane są większe naciski lub przeciążenia. Tak naprawdę wszystko, co w trójnogu powinno odznaczać się większą wytrzymałością, wykonane zostało z metalu.
Najważniejszy element statywu, czyli nogi, wykonano z aluminiowych rurek o średnicy od 2,8 do 1,9 cm. W wersji złożonej statyw wraz z głowicą mierzy ok. 48 cm, natomiast po postawieniu na maksymalną wysokość stopka statywu znajduje się prawie 175 cm nad poziomem podłoża. Taka składalność to efekt zastosowania czterosegmentowej konstrukcji nóg. W tym momencie osobom nieco obeznanym ze statywami może zaświecić się w głowie lampka alarmowa – istnieje bowiem przekonanie, że statyw cztero- i więcej segmentowy nie może być stabilny. Jednak w tym wypadku nie ma szczególnych powodów do obaw: na stabilności trójnoga można polegać (oczywiście nie jest to nic na miarę wysokiej klasy konstrukcji trójsegmentowych – ale z drugiej strony to również nie ta półka cenowa). Osobiście zaryzykuję twierdzenie, że Fotopro MGA-684N sprawuje się w tym względzie nie gorzej, a być może nawet lepiej, niż mój prywatny Velbon Sherpa 600R, czyli statyw było nie było trójsegmentowy i również aluminiowy.
Elementem zapewniającym tę stabilność jest m.in. system blokowania pozycji nóg. Nie są to bowiem tradycyjne klamry, lecz mechanizm pokręteł nazwany przez producenta T-Lock (a może G-Lock? Oznaczenia na statywie i w jego dokumentacji znacznie różnią się między sobą) i określony mianem autorskiego. Wprawdzie "autorskość" ową można poddać w wątpliwość, ponieważ z podobnymi rozwiązaniami można się spotkać w wielu innych miejscach (choćby w teleskopowych tyczkach do malowania dostępnych w sklepach budowlanych), ale trzeba przyznać, że jest to system skuteczny. Zasada jest prosta: trzy ogumowane pierścienie na każdej nodze. Przekręcenie każdego z nich przeciwnie do ruchu wskazówek zegara powoduje zwolnienie blokady nóg, a obrót w drugą stronę jej zaciśnięcie. Sam ruch segmentów odbywa się płynnie i bez problemów. Faktem jest, że blokada ta działa bardzo lekko i nie wymaga aż takiej siły, jak inne podobne systemy.
Regulacja kąta położenia nóg odbywa się tradycyjnie i trójstopniowo – mechanizm przypomina bardzo system zastosowany w popularnym modelu Manfrotto 055XPROB, jest więc wygodny i pewny. Umożliwia też obrócenie położenia nóg o 180 stopni, dzięki któremu statyw przechodzi w tryb transportowy – zarówno kolumnę centralną, jak i głowicę da się wówczas ukryć między nogami urządzenia. Warto odnotować, że producent pomyślał też o korzystających ze statywu w miesiącach zimowych (przypominamy: nogi, podobnie jak większość innych elementów wykonano z metalu): górny segment jednej nogi pokryty jest pianką, a na drugim (tym "monopodowym") znajduje się uchwyt przypinany na rzep. Szkoda wprawdzie, że ostatniej nogi również nie wykończono pianką, ale to co jest i tak powinno pozwolić na wygodne obsługiwanie statywu zimą bez ryzyka odmrożenia sobie palców.
Funkcjonalność
Ogólne wrażenie powstałe po rozpakowaniu i uważnemu przyjrzeniu się statywowi Fotopro MGA-684N jest więc jak widać bardzo pozytywne. Nie należy jednak poprzestawać tylko na tego typu wnioskach. Na komfort korzystania ze statywu składają się bowiem zarówno wrażenia ogólne, jak i detale. Teraz zajmiemy się tymi drugimi.
[kn_advert]
Kolumna centralna i hak
Kiedy po raz pierwszy sprawdziliśmy działanie tego elementu, pierwszą myślą było "dlaczego inni wcześniej tego nie zrobili?!". Projektantom statywu Fotopro MGA-684N udało się bowiem połączyć w jednej konstrukcji trzy funkcje – bardzo przydatne i zawsze mile widziane – które jakoś wcześniej nie chciały się projektantom ze sobą dogadać. Chodzi o dzieloną kolumnę, hak do dociążania statywu oraz możliwość zamocowania aparatu do góry nogami (podwieszenie). Rozwiązanie to, jak się okazało, było genialne.
We wspomnianej wcześniej Veblon Sherpie 600R z dzielonej kolumny korzystam zawsze, gdy istnieje potrzeba wykonywania zdjęć z niewielkiej wysokości, np. przy makrofotografowaniu. W testowanym statywie Fotopro również istnieje możliwość odkręcenia dolnej części centralnej kolumny (z całkowitej długości 36 cm pozostaje niecałe osiem – na tyle tylko, aby głowica mocno trzymała się na statywie), dzięki czemu po maksymalnym rozłożeniu nóg aparat znajduje się na wysokości zaledwie 21 cm nad podłożem. To jednak nie wszystko.
Na samym końcu kolumny znajduje się sprytnie chowany nagwintowany trzpień – klasyczna śruba typu 3/8". Umożliwia on przykręcenie w tym miejscu głowicy (np. do fotografowania aparatem podwieszonym) ale również stanowiącego element zestawu metalowego haka. Ten ostatni znakomicie sprawdza się do dociążania i dodatkowej stabilizacji trójnoga. Wystarczy w tym celu podwiesić na nim plecak lub siatkę obciążoną np. butelką z wodą mineralną.
I wreszcie centralna kolumna z dodatkową śrubą służyć może również do przedłużenia monopodu, który użytkownik statywu Fotopro MGA-684N może skonstruować w każdej chwili poprzez odkręcenie jednej z nóg. Dzięki kolumnie centralnej maksymalna wysokość takiej podpórki wynieść może aż 183 cm. To dużo, naprawdę dużo.
Nogi na każdy teren
Każdy, kto kiedykolwiek rozstawiał statyw z klasycznymi, gumowymi końcówkami nóg na piaszczystym, kamienistym lub mokrym podłożu wie, jak trudno jest w takich warunkach uzyskać pewną podporę. Nic więc dziwnego, że z zazdrością patrzy się na użytkowników modeli zaopatrzonych w wysuwane metalowe zakończenia z kolcami. Testowany statyw takowych nie ma (niestety), ale w zamian oferuje możliwość zdjęcia gumowej części nóżki, pod którą znajduje się solidny metalowy bolec.
Zakończona metalowym bolcem noga znacznie lepiej trzyma się piaszczystego lub żwirowego podłoża, niż ta sama noga z ogumowaną końcówką. |
Rozwiązanie takie ma swoje wady i zalety. Zaletą jest rozmiar takiego zaczepu – znacznie większy niż w wersjach wysuwanych z gumowej części nogi. Wada jest oczywista: gumowe końcówki można łatwo zgubić. Na szczęście producent w komplecie ze statywem dostarcza komplet zapasowych końcówek. Warto ich pilnować.
Ze statywu monopod
Główną cechą charakterystyczną testowanego statywu jest możliwość przeobrażenia go w monopod. Dokonuje się tego przez odkręcenie jednej z nóg tuż przy elemencie łączącym nogi z kolumną centralną i przykręcenie do niej albo samej głowicy (operacja wymaga użycia klucza i jest nieco pracochłonna) albo też całej kolumny centralnej (znacznie szybciej).
Jedna z nóg statywu jest demontowalna i umożliwia zamontowanie na sobie głowicy lub całej kolumny centralnej z głowicą. W efekcie z trójnoga otrzymujemy elegancki monopod. |
Trzeba przyznać, że możliwość taka budziła u nas spory niepokój. O tym bowiem, jak dużym naprężeniom podczas pracy potrafią podlegać nogi statywu i jak bardzo narażone są na uszkodzenie rozmaite gwinty, wie każdy kto ma choć odrobinę pojęcia na temat techniki. Jednak już pierwsza "przemiana" statywu w monopod mocno nas uspokoiła. System mocowania nogi jest bowiem dwustopniowy – opiera się na metalowej nakrętce widocznej z zewnątrz oraz na solidnej śrubie kalibru 3/8" znajdującej się w środku. Praktycznie nie ma możliwości, aby system ten rozleciał się samoczynnie tylko dlatego, że można go odkręcić. Oczywiście jeśli tylko korzystamy z niego tak jak należy i dbamy o porządne dokręcanie wszystkich śrub.
Co ciekawe, z monopodu można korzystać też tam, gdzie nie ma miejsca na jego oparcie. Wspomniana wcześniej saszetka dołączona do zestawu służy do tego, aby po uczepieniu jej do paska do spodni lub pasa biodrowego w plecaku można było wsunąć w nią końcówkę monopodu i tym samym uzyskać dodatkowy punkt podparcia nawet w najtrudniejszych warunkach lub w biegu. Taki substytut statywu naramiennego.
Ile to uniesie?
Chiński producent oczywiście nie byłby sobą, gdyby w specyfikacji technicznej urządzenia trochę nie pofantazjował. Jak bowiem inaczej traktować informację o maksymalnym udźwigu statywu wycenianym na 20 kg, a głowicy na 12 kg? Zapewne rzeczywiście cała konstrukcja się pod takim ciężarem nie zawali, jeśli będzie on tylko idealnie rozłożony i nikt nie odważy się takiego aparatu nie tylko ruszać, ale i na niego dmuchać. Ja jednak nie dałbym złamanego grosza za przyszłość postawionego na czymś takim wielkoformatowego Hasselblada z dużym obiektywem. Nie, zdecydowanie nie jest to statyw do takich obciążeń.
Jak wielki ciężar – pracujący, a więc związany z ruchem aparatu, jego obracaniem i mocowaniem sprzętu nie zawsze idealnie w środku ciężkości – można więc testowanemu statywowi powierzyć? Podczas testów sprawdzaliśmy całość z dość ciężką lustrzanką wyposażoną w przeciętnej długości obiektyw typu zoom i zaryzykujemy twierdzenie, że górną granicę komfortu psychicznego i zdrowego rozsądku stanowiłby korpus o rozmiarach Canona 5D mk III lub Nikona D800 z gripem, obiektywami klasy 100-400 mm i dodatkowymi akcesoriami lub całkiem solidna kamera wideo z wymienną optyką. A więc coś ważącego 3-4, może 5 kg i charakteryzujące się długością 25-30 cm. Oczywiście pod warunkiem dobrego wypoziomowania takiego sprzętu, bo bez tego nawet najlepszy statyw nic nie da.
Warto też zwrócić uwagę na sposób mocowania centralnej kolumny. Po użyciu obydwu mechanizmów mocujących kolumna ta jest bowiem utrzymywana w miejscu na dystansie dobrych siedmiu centymetrów, tak więc nie ma po prostu fizycznej możliwości, aby w tym miejscu pojawiły się jakiekolwiek niepożądane luzy.
Głowica FPH-62Q
Ostatnim, lecz równie ważnym elementem testowanego statywu, na jaki pragniemy Wam opisać i zrecenzować, to oczywiście głowica. W otrzymanym do testów zestawie jest to model FPH-62Q – klasyczna głowica kulowa z szybkozłączką i funkcją panoramy. A ponieważ od jakości głowicy zależy tak naprawdę cały komfort korzystania ze statywu, toteż przyjrzeliśmy się jej szczególnie uważnie.
Solidna kulka z bezsensowną podziałką na blokadzie
FPH-62Q to głowica typu kulowego oparta na kuli o średnicy 3,6 cm – a więc dosyć dużej. Wyposażona jest w funkcję panoramy, a więc dodatkową oś obrotu z podziałką wyskalowaną w stopniach i niezależną blokadą. Wszystko dokładnie tak, jak powinno być, choć można narzekać na nieco zbyt duży opór ruchu przy panoramowaniu. Sama kula porusza się natomiast bardzo płynnie i pewnie, nie da się w niej wyczuć żadnych luzów nawet po pełnym zwolnieniu blokady. Tutaj też nie ma żadnych zastrzeżeń, tym bardziej, że wszystkie elementy głowicy (poza gumowymi otoczkami śrub i blokad) są metalowe.
Niezrozumiały jest tylko jeden detal tego elementu: skala naniesiona na pokrętło blokady kuli. Dość bezsensowna, zważywszy na to, że niczego tak naprawdę nie ilustruje, bo pełen zakres ruchu mechanizmu blokującego to ponad 3,5 obrotu (ponad 1200 stopni). Co ciekawe, krótki przegląd oferty głowic firmy Foxfoto wykazał, że skalę taką ma więcej niż jeden model. Dziwna maniera...
[kn_advert]
Dwie wygodne poziomnice i trzecia trochę dziwna
Sam element mocujący szybkozłączkę jest równie dobrze wykonany – także metalowy i dysponujący aż trzema poziomnicami. Dwie z nich znajdują się po bokach wpustu stopki i umożliwiają ułożenie głowicy w idealnym poziomie. Przede wszystkim jednak są użyteczne zarówno gdy aparat nie znajduje się jeszcze na statywie, jak i gdy już go na nim postawimy. Nie można tego samego powiedzieć o wielu innych systemach poziomujących.
Jak na dość niewielką powierzchnię podstawki do zamocowania szybkozłączki, liczba zmieszczonych na niej poziomnic jest imponująca. |
Wspomniałem o dwóch poziomnicach – a gdzie trzecia? To niespodzianka: małą poziomnicę (tym razem kulkową, a nie rurkową) zamontowano również na pokrętle blokady płytki. Działa ona po przestawieniu aparatu w tryb zdjęć portretowych. Z pewnością znajdzie znacznie mniejsze zastosowanie dla fotografujących, ale... kto wie, może komuś się przyda?
Szybkozłączka z ciekawą i wygodną blokadą bezpieczeństwa
Ostatni element głowicy to szybkozłączka – również metalowa, z gumowymi elementami utrudniającymi zmianę położenia aparatu po przykręceniu. System mocowania ma budowę symetryczną, co cieszy, ponieważ nie istnieje ryzyko założenia płytki w sposób pozornie dobry, a tak naprawdę mało pewny (pojawia się w konstrukcjach wielu znanych producentów – z Manfrotto na czele). Ponadto płytkę można przykręcić do aparatu bez potrzeby używania śrubokrętu/monety (lub naprawdę mocno z ich pomocą), a ona sama wyposażona jest w ograniczniki umożliwiające poluzowania płytki i przesunięcie jej do przodu i do tyłu bez ryzyka wypadnięcia aparatu.
Płytka mocująca oglądana od dołu oraz mechanizm ją podtrzymujący w praktyce. |
System tego zabezpieczenia jest prosty i wbrew pierwszemu wrażeniu sprytnie opracowany. Mechanizm zwalniania płytki działa po prostu dwustopniowo. Przy delikatnym popuszczeniu śruby możliwe jest przesunięcie aparatu w niewielkim stopniu (łącznie ok. 2 cm) do przodu i do tyłu, co może się bardzo przydać w makrofotografii, natomiast wyjęcie płytki możliwe jest dopiero po zwolnieniu blokady co najmniej do połowy. System taki umożliwia też (przynajmniej teoretycznie) zastosowanie płytek o znacznie większej długości niż nominalna.
Podsumowanie
Statyw trójnożny Fotopro MGA-684N+FPH-62Q to bardzo ciekawa konstrukcja mogąca śmiało konkurować z produktami znanych zachodnich producentów akcesoriów fotograficznych. Jest dobrze wykonany, przemyślany i sprawia wrażenie takiego, który posłuży nam dość długo bez większych problemów. Nie jest to oczywiście statyw do wszystkiego – jego ograniczenia pod względem udźwigu i sztywności są dość mocno zauważalne. Jeżeli jednak nie fotografujemy aparatem ważącym wraz z obiektywem więcej, niż jest w stanie udźwignąć taki statyw, to raczej znaczy też, że te dodatkowe 400-500 złotych, które przyjdzie nam zapłacić za coś z wyższej półki nie będzie dla nas problemem. Fotopro MGA-684N to doskonały produkt dla posiadaczy lustrzanek z optyką o przeciętnych gabarytach. I według naszej opinii mogą się nim z powodzeniem posługiwać również profesjonaliści. Wiele zależy w tej mierze od indywidualnych oczekiwań i potrzeb.
Oczywiście można się zastanawiać, czy warto wydawać 555 złotych na "chińczyka" w sytuacji, gdy za podobną kwotę można nabyć cieszącego się ogromną popularnością (i nie bez powodu) Manfrotto 055XPROB. Nie są to jednak tożsame produkty. Za 550-600 zł można nabyć wspomniany model Manfrotto, do którego jednak należy jeszcze dokupić głowicę i ewentualnie jakiś pokrowiec. Tymczasem testowany produkt firmy Foxfoto jest już sprzedawany w komplecie z bardzo przyzwoitą głowicą kulową. Po drugie wreszcie ten drugi model odznacza się funkcjonalnością dodatkową, której użytkownicy popularnej "manfrotki" mogliby w pewnych sytuacjach naprawdę pozazdrościć.
[kn_advert]
Statyw Fotopro MGA-684N z głowicą kulową FPH-62Q został nam udostępniony do testów przez firmę Foxfoto
www.swiatobrazu.pl