27 października 2008, 10:37
Autor: Anna Cymer
czytano: 2496 razy

Kto tu rozdaje karty

Kto tu rozdaje karty

Prestiżowy magazyn o sztuce „ArtReview” jak co roku ogłosił listę „Power 100”, listę stu najbardziej wpływowych postaci w świecie artystycznym.

Polskę zawsze uważa się za stojącą parę kroków z tyłu za światowymi zmianami. Zazwyczaj nas to drażni, czujemy się gorsi, zacofani. Jest jednak dziedzina, w której to nasze zacofanie nie jest wadą. Ja się cieszę, że nasz rynek sztuki jest z tyłu za światowymi trendami.
Oczywiście nie jest dziś żadnym odkryciem, że ceny i mody, które obowiązują na światowym rynku sztuki nie mają wiele wspólnego z realną jakością i wartością dzieł sztuki. Światem rządzi marketing i PR, a dokładniej ludzie, którzy nimi sterują i zarządzają. Tak jest od lat i proces ten się pogłębia wraz z tym, o ile więcej można na nim zarobić pieniędzy. Niestety żyjemy w takich czasach, że praktycznie w żadnej dziedzinie życia docenienie jakości nie jest sprawą bezinteresowną.
Nie inaczej jest w sztuce, a pokazuje to dobitnie lista „Power 100”. Pierwsze miejsce na niej zajął bowiem swoisty fenomen ostatnich czasów, ale też postać wzbudzająca wiele kontrowersji – czyli Damien Hirst. Co ciekawsze, na samej liście nie znalazło się jego nazwisko, a nazwa jego firmy „Science”. Nie bez powodu – dziś Hirst to wielkie przedsiębiorstwo, ponad 200 osób, które produkują dzieła sztuki, które później sam Hirst na najbardziej prestiżowych aukcjach sztuki sprzedaje za miliony funtów. Hirst, funkcjonujący na światowym rynku sztuki od kilku lat (czyli wcale nie długo), zrewolucjonizował go i pobił wszelkie rekordy. Jego dzieła (np. wysadzana brylantami czaszka) osiągają najwyższe ceny, a sam artysta stymuluje jeszcze zainteresowanie swoją osobą, organizując np. w słynnym domu aukcyjnym w Londynie swoją indywidualną aukcję (co jak dotąd się nie zdarzało).
W działaniach Damiena Hirsta ogniskują się wszystkie zmiany, które zachodzą od lat na światowym rynku sztuki. Niestety nie są to zmiany na lepsze – przynajmniej jeśli trwamy w naiwnym przekonaniu, że dobra sztuka zawsze będzie doceniona.

Na liście „Power 100” znaleźli się też oczywiście fotografowie lub artyści, z fotografią związani. Bardzo wysokie, 19. miejsce zajął Richard Prince, kolejna kontrowersyjna postać. Prince bowiem osiągnął sławę i majątek, pokazując prace, będące reprodukcjami znanych zdjęć reklamowych. Jedyną jego ingerencją był więc sam wybór fotografii z gazet. O Richardzie Prince pisaliśmy już – można o nim poczytać TUTAJ.

49. miejsce na liście zajął Andreas Gursky, niezwykle znany fotograf, który jest doceniany i przez publiczność, i krytykę, i kolekcjonerów, bo jego zdjęcia także uzyskują niezwykle wysokie ceny na aukcjach. Gursky też jest niezwykła postacią, w którego życiorysie łączą się dwa nurty, które rzadko idą w parze. Chodzi o połączenie sukcesu komercyjnego z czysto artystycznym. Gursky był jednym z uczniów Hilli i Bernda Becherów, czyli słynnej szkoły dusseldorfskiej, do dziś uważanej za jedno z najważniejszych zjawisk we współczesnej fotografii. Jest też jednocześnie twórcą znanym, lubianym i chętnie (i drogo) kupowanym.

Na liście „Power 100” nie znaleźli się oczywiście tylko artyści. Jest tu wielu kolekcjonerów, krytyków, a jeszcze więcej szefów galerii. Bo dziś rynek sztuki leży w rękach bardzo wielu osób.
Dla każdego, kto chce ich poznać – lista do przeczytania TUTAJ.

 



www.swiatobrazu.pl