25 listopada 2007, 12:10
Autor: Anna Cymer
czytano: 3355 razy

Kup pan zdjęcie

Kup pan zdjęcie

Oczywiście trudno jest porównywać nasz rynek sztuki w tymi zza zachodniej granicy, które choćby z powodu kilkuset lat istnienia mają się o wiele lepiej. Nie wolno jednak przeoczyć tych niewielu zdarzeń, które zbliżają naszą sztukę do świata. Jednym z nich są na pewno aukcje fotografii.

Już za kilka dni w Warszawie odbędzie się II Aukcja Fotografii Kolekcjonerskiej. Podobne imprezy, które odbyły na się przestrzeni kilku ostatnich lat, można policzyć na palcach jednej ręki (no, może dwóch). Tak jak polskie malarstwo (szczególnie współczesne) ma się na świecie coraz lepiej (można nawet powiedzieć, że w tej chwili świat szaleje na punkcie takich malarzy, jak Wilhelm Sasnal czy Marcin Maciejowski), tak fotografia jest kompletnie pomijana. Nie sprzedaje się jej w galeriach (prawie, jest na to dosłownie kilka wyjątków), mało kto w ogóle wie, że fotografię można kolekcjonować!

A można, i dowodów na to nie trzeba daleko szukać. W Niemczech, Francji, Wielkiej Brytanii, nie wspominając już o USA istnieje wiele prywatnych kolekcji zdjęć, na podstawie których można się spokojnie uczyć historii sztuki.
Drugim aspektem tego zjawiska są ceny. W znanych domach aukcyjnych, Christie’s czy Sotheby’s pojedyncze fotografie osiągają bez kłopotu ceny kilkuset tysięcy euro. Najnowszym rekordzistą w kwestii uzyskanej ceny jest zdjęcie „99 cent” Andreasa Gurksy’ego, za które zapłacono... 2,2 miliony euro.

Inne zdjęcia, które plasują się w czołówce cenowej, to m.in. „The Pond, Moonlight” Edwarda Steichena i – co może trochę zagadkowe – „Cowboy” Richarda Prince’a. Oba sprzedano za ok. 2,5 miliona dolarów.
Oczywiście jak i w przypadku innych dziedzin sztuki, i tu karty rozdają niestałe i czasem niezrozumiałe prawa rynku i mody oraz osoby czy firmy, którym zależy na sztucznym windowaniu cen. Ale faktem jest, że na świecie dobra fotografia ma już swoją markę wśród kolekcjonerów, nie jest traktowana po macoszemu i sprzedaje się dobrze.

O najmniejszym zbliżeniu się do tych kwot na polskich aukcjach nie ma co śnić. I jest to wada i zaleta zarazem. Wada – bo niskie ceny (połączone najczęściej z tym, że nawet mimo śmiesznych wręcz cen zdjęcia się w ogóle nie sprzedają) pokazują, że ten rynek u nas po prostu jeszcze nie istnieje. Że długa jeszcze droga, zanim kolekcjonerzy zrozumieją, że i dobre zdjęcie może być zarówno chlubą kolekcji, jak i świetną inwestycją.

Ale takie „zacofanie” jest okazją dla „światłych” kolekcjonerów, którzy wyprzedzają modę i już dziś chcą kupować zdjęcia. Bo to niepowtarzalna okazja, żeby zacząć budować zbiór zdjęć, nie rujnując się. Bo naprawdę dobre zdjęcia (oczywiście głównie polskich autorów) można dziś kupić tanio, a żeby nie wiem, co się działo, za kilka czy kilkanaście lat będą one sporo droższe – bo rynek w końcu się wykształci. I wówczas ci dziś czujni kolekcjonerzy będą albo bogaczami (bo sprzedadzą zdjęcia za wielokrotność ich ceny), albo swoimi kolekcjami będą mogli wzbudzać zazdrość i wypożyczać je do muzeów czy galerii (jak to też się dzieje na świecie), zyskując szacunek i sławę.



www.swiatobrazu.pl