czytano: 25392 razy
Olympus PEN E-P5 - pierwsze wrażenia
Minęły już prawie dwa lata, odkąd światło dzienne ujrzał topowy (wówczas) aparat bezlusterkowy Olympus PEN E-P3. A ponieważ w polityce tego producenta okres taki wyznacza cykl premierowy aparatów kompaktowych z wymienną optyką, toteż nic dziwnego, że od dłuższego czasu nie ustają spekulacje na temat rychłego nadejścia kolejnego aparatu z tej serii. Sprawę podkręca fakt, iż minimalnie prostszy w budowie model E-PL5 jest obecny na rynku już od roku. Nasze oczekiwanie zostało nagrodzone: światło dzienne ujrzał oficjalnie Olympus PEN E-P5, a redakcja SwiatObrazu.pl została wybrana jako jedna z tych, której dane było sprawdzić funkcje i możliwości wersji przedpremierowej tego aparatu na specjalnym pokazie w Berlinie.
Nowy i poważnie odświeżony
Olympusy PEN należące do linii E-Px to z jednej strony jedna z najstarszych linii aparatów bezlusterkowych w ogóle (model E-P1 był jednym z pierwszych aparatów tworzących system Mikro Cztery Trzecie i śmiało można powiedzieć, że cała "bezlusterkowa rewolucja" rozpoczęła się właśnie od nich), a z drugiej topowi przedstawiciele całej rodziny PEN. Zaprezentowany światu przed dwoma laty model Olympus PEN E-P3 stanowił tak naprawdę wersję rozwojową poprzednich modeli i choć pod wieloma względami był po prostu lepszy i dojrzalszy od modelu E-P2, to jednak nie był istotnym skokiem naprzód. W przypadku najnowszego modelu oznaczonego symbolem E-P5 sytuacja wygląda zdecydowanie inaczej. Bez przesady można stwierdzić już teraz, że "piątka" stanowić będzie nową jakość w rodzinie.
Choć samo wejście na rynek nowego PEN-a planowane jest na koniec czerwca, a oficjalna premiera nowego aparatu miała miejsce w dniu dzisiejszym w Hamburgu, to już teraz wybrani przez producenta dziennikarze z całego świata mieli okazję przyjrzeć się uważniej nowemu modelowi. Dla przedstawicieli mediów z Europy okazją ku temu była konferencja prasowa zorganizowana w Berlinie, w której udział wziął m.in. Toshi Terada – menedżer działu planowania produktów SLR i mirrorless Olympusa. Zaprezentowane zostały na niej zaawansowane wersje rozwojowe aparatu Olympus PEN E-P5 (dlaczego nie E-P4? to proste – Japończycy starają się unikać tej liczby, ponieważ uważają ją za pechową, a jej brzmienie przypomina bardzo słowo "śmierć"), nowe wersje kolorystyczne trzech popularnych obiektywów stałoogniskowych oraz ciekawe informacje na temat przyszłości systemu.
[kn_advert]
Tą wiedzą chcielibyśmy się teraz podzielić z naszymi czytelnikami. Jeśli zaś tak się składa, że czytając te słowa pijecie właśnie poranną kawę, to jesteście jednymi z pierwszych miłośników fotografii na świecie zapoznającymi się z zapisem wrażeń, jakie odnieśli dziennikarze po kontakcie z najnowszym PEN-em. Możemy Was zapewnić, że były one spore, a dla niektórych wręcz piorunujące.
Na wstępie zmuszeni jesteśmy wyjaśnić jeszcze jedną rzecz: ponieważ wszystkie egzemplarze aparatu Olympus PEN E-P5, z którymi mieliśmy kontakt na konferencji prasowej w Berlinie stanowiły sprzęt w wersji inżynieryjnej. Oznacza to, że choć funkcjonalność aparatu oraz jego szczegółowy wygląd nie ulegną już zmianie (i to na nich w głównej mierze się w tym tekście koncentrujemy), to żaden z obecnych na miejscu dziennikarzy nie uzyskał zgody na publikację jakichkolwiek zdjęć wykonanych nowym aparatem. Dlatego też i my nie jesteśmy w stanie pokazać Wam jakichkolwiek sampli.
Wygląd zaprojektowany (prawie) od nowa
Olympus PEN E-P5 tylko na pierwszy rzut oka jest łudząco podobny do swoich poprzedników. Zresztą wprawne oko praktycznie natychmiast dostrzeże pierwsze różnice zarówno w ogólnym wyglądzie, jak i rozwiązaniach drobnych detali aparatu. Pewne szczegóły jednak nie dały się zauważyć podczas prezentacji nawet doświadczonym dziennikarzom, póki sam prowadzący nie zwrócił nam na nie uwagi. Ale po kolei.
Nowy korpus jeszcze bardziej łączy tradycyjną elegancję z nowoczesnością. Świadczy o tym nawet przeobrażenie firmowego logo tak, aby bardziej kojarzyło się z tradycyjnymi aparatami Olympus PEN F. Korpus zachował filigranowe wymiary – mierzy zaledwie 122×69×37 mm, a jego waga wraz z akumulatorem i kartą pamięci nie przekracza 420 gramów. Uwagę zwracają w nim niemal kompletnie przeprojektowane górna i tylna ścianka, co ma ścisły związek z dokonanym przez projektantów przewrotem w kwestii ergonomii i filozofii obsługi aparatu. Przedni uchwyt (tym razem niewymienny, z powodów, które opiszemy za moment) wykonany został ze skóry, podobnie jak nieobecny wcześniej uchwyt "pod kciuk" obecny na tylnej ściance.
Tylna ścianka aparatu jest bardzo płaska i patrząc na aparat z góry nie widać na niej żadnych wystających elementów. Tym większe więc zaskoczenie wywołało u wszystkich zgromadzonych na konferencji, gdy prowadzący Toshi Terada zaprezentował uchylny ekran LCD – jeden z wielu naprawionych niedostatków w porównaniu do poprzednich modeli. Innym bardzo ciekawym elementem nowego PEN-a okazał się całkowicie przeprojektowany system pokręteł sterujących, przeniesionych na przód i tył górnej części korpusu (podobnie jak w modelu OM-D E-M5, lecz w tym przypadku zrealizowano to znacznie lepiej) i pomysłowo wciśniętych do połowy w obudowę. Przy okazji wybierak wielokierunkowy na tylnej ściance przestał jednocześnie pełnić rolę kółka sterującego. I bardzo dobrze, ponieważ rozwiązanie to niezależnie od tego, jaki producent je stosuje, często bywa bardzo kłopotliwe. Teraz już nie ma z tym problemu.
Producent opracował trzy wersje kolorystyczne aparatu. Nie znajdziemy tu popularnych ostatnio obudów w barwie czerwonej czy niebieskiej – to nie ten segment urządzeń. Jest jednak wersja klasycznie czarna, biała (co ciekawe wcale nie plastikowa, choć wygląd mógłby to sugerować) oraz wersja srebrno-czarna, która robi znakomite, klasyczne wrażenie. Ona też zdecydowanie najbardziej przypadła nam do gustu. To jednak nie wszystko dla estetów – jeżeli ktoś lubi się wyróżniać i jest gotów w tym celu zapłacić sporą sumę, to może skorzystać z oferty Premium, czyli nabyć aparat należący do specjalnej serii. O tym piszemy pod koniec tego artykułu.
Full Metal Body – wrażenie znakomite
Sam dopracowany design to nie wszystko – równie ważne są materiały wykorzystane do wykonania aparatu. W tym względzie zaś projektanci modelu Olympus PEN E-P5 naprawdę zaszaleli: obudowa aparatu jest wykonana nie z plastiku, lecz z metalu i z zewnątrz pozbawiona jest widocznych śladów łączenia. Nie widać więc śrub ani żadnych zatrzasków, co robi bardzo dobre wrażenie. Jest ono tym silniejsze, że nawet tak drobne detale, jak oznaczenia na pokrętle trybów zostały na nim nie nadrukowane, lecz wytłoczone. Wszystko to w duchu kojarzącym się z solidnością i pewną ekskluzywnością starych aparatów na kliszę.
Taka konstrukcja poprawia też oczywiście odporność urządzenia na niekorzystne czynniki wewnętrzne. I choć oficjalnie aparat nie jest ani specjalnie uszczelniony, ani też odporny na uderzenia, to samo wzięcie go do rąk upewniło nas, że mamy do czynienia z kawałkiem naprawdę solidnego sprzętu, który nie zawiedzie nas nawet w trudnych warunkach.
Nowy ekran LCD i zewnętrzny wizjer
Już na samym wstępie do tego tekstu wspomnieliśmy, że nowy PEN wyposażono w nowy, odchylany wyświetlacz ciekłokrystaliczny. Jednak jego ruchomość to nie jedyna ciekawa cecha. W rzeczywistości jest to zupełnie zmodernizowana konstrukcja o rozdzielczości 1,037 miliona punktów i przekątnej trzech cali. Jest to więc przy tej samej przekątnej zapewnione lepsze odwzorowanie szczegółów niż w modelach PEN E-P3 i OM-D E-M5. Odchylana konstrukcja oczywiście ułatwia bardzo fotografowanie znad głowy oraz z biodra, choć należy pamiętać o tym, że zakres obrotu jest dość ograniczony (nieco mniej niż 180 stopni) i występuje tylko w jednej osi. To cena za dobrze ukryty mechanizm obrotowy i idealnie płaską tylną ściankę.
Ekran LCD, podobnie jak w poprzednim modelu ma konstrukcję dotykową zrealizowaną z wykorzystaniem technologii pojemnościowej. Tym razem jednak ktoś z konstruktorów aparatu postanowił zaczerpnąć nieco z bogatych doświadczeń producentów telefonów komórkowych i zaopatrzyć wyświetlacz aparatu w znaną z nowoczesnych smartfonów tzw. powłokę oleofobową. Dzięki niej wyświetlacz nie przejawia aż takich tendencji do "łapania" tłustych odcisków palców i jest bardzo łatwy do wyczyszczenia. Proste, a jednak nam fotografom długo przyszło na to czekać.
To jednak nie wszystko. Jeszcze większemu przeobrażeniu uległ zewnętrzny, nabywany osobno wizjer elektroniczny. Nowa wersja oznaczona symbolem VF-4 ma szereg nowych cech w porównaniu z poprzednikiem (nadal obsługiwanym przez omawiany aparat). Przede wszystkim odznacza się on znacznie wyższą zdolnością rozdzielczą, bo aż 2,360 mln punktów, co przekłada się na obraz o wymiarach 1024×768 pikseli. Po drugie, przy stuprocentowym polu krycia kadru i skonstruowanym zupełnie od nowa układzie optycznym zapewniającym powiększenie na poziomie 1,48x obraz oglądany w tym wizjerze porównywalny jest pod względem wielkości do tego, z jakim ma do czynienia użytkownik profesjonalnego Canona EOS-1DX. Po trzecie wreszcie, wzorem modelu OM-D E-M5 zastosowano w nim czujnik zbliżeniowy zapewniający automatyczne przełączenie się aparatu z wyświetlacza LCD na wizjer w momencie przyłożenia oka do tego ostatniego.
Pozostałe cechy tego urządzenia pozostają bez zmian. Nadal jest to więc wizjer wyposażony w możliwość swobodnego odchylania w zakresie 90 stopni i zapewniający możliwość bezproblemowego fotografowania nawet przy silnym nasłonecznieniu. Jeżeli natomiast jakiś użytkownik Olympusa PEN E-P3 będzie chciał skorzystać z jakości obrazu zapewnianej przez wizjer VF-4, to będzie mógł to zrobić, choć pod dwoma warunkami. Po pierwsze, będzie musiał zaktualizować oprogramowanie wewnętrzne (firmware) swojego aparatu do wersji, która zostanie upubliczniona już niebawem. Po drugie zaś w jego przypadku sensor zbliżeniowy zapewniający automatyczne przełączanie aktywnego wyświetlacza aparatu nie będzie działać – konieczne będzie korzystanie z tradycyjnego przycisku włączającego.
Ergonomia i funkcjonalność
Oczywiście innowacje zastosowane w nowym Olympusie PEN E-P5 nie ograniczają się tylko do wyglądu zewnętrznego. Kluczową kwestią jest to, jak się tym aparatem fotografuje na co dzień. I wszystko wskazuje na to, że ogólnie bardzo dobra konstrukcja E-P3 została pod względem wygody użytkowania i możliwości jeszcze bardziej usprawniona.
[kn_advert]
Trzyma się lepiej niż do tej pory – ale zapomnijcie o wymiennych uchwytach
Wspomniane na poprzedniej stronie zmiany konstrukcyjne (przede wszystkim zapewnienie głębokiego podparcia pod kciuk i zabranie z tamtego miejsca pokrętła sterującego) sprawiły, że aparat PEN E-P5 trzyma się w rękach znacznie pewniej, niż jego poprzedników. Co więcej, można pozwolić sobie na swobodne chodzenie z nim bez potrzeby wieszania na szyi, co do tej pory było dość ryzykownym zabiegiem.
Sam sposób fotografowania nie uległ zmianie. Byłoby to zresztą niemożliwe przy tak wyprofilowanym uchwycie przednim (brak tzw. gripa) oraz lokalizacji spustu migawki. Aparat trzyma się więc sposób klasyczny, dłonią skierowaną ku górze. Chwyt ten jest jednak obecnie znacznie pewniejszy i nie męczy – po prostu konstrukcja urządzenia została przez specjalistów od ergonomii solidnie dopracowana.
Zniknęła natomiast znana z modelu E-P3 i bardzo ceniona przez niektórych możliwość odkręcania uchwytu przedniego aparatu i zastępowania go innym – głębszym lub płytszym. Powód takiego stanu rzeczy okazał się być bardzo ciekawy: jak już wspominaliśmy, cały korpus aparatu wykonany został z metalu. Spowodowało to konieczność wycięcia w nim niewielkiego otworu, w którym umieszczony został moduł komunikacji bezprzewodowej wraz z anteną (inaczej sygnał nie mógłby się przebić). Otwór ten, jak wyjaśnił nam przedstawiciel firmy Olympus, znajduje się właśnie pod przednim uchwytem.
Jeśli zaś chodzi o przyciski sterujące i ich położenie, to w tym zakresie dokonało się chyba najwięcej zmian i to szczególnie istotnych. O samym sterowaniu powiemy sobie za chwilę więcej, natomiast w tym momencie kilka słów na temat najbardziej fundamentalnych zmian i tym, jak wpłynęły one na aparat. Przede wszystkim przycisk włącznika znany z modelu E-P3 zamieniono na przełącznik-dźwignię. Nie sposób teraz ani przypadkowo włączyć aparatu w kieszeni, ani też go wyłączyć. Pokrętło wyboru trybów zostało wpuszczone w obudowę, dzięki czemu praktycznie nie wystaje ponad korpus. O pokrętłach sterujących już wspomnieliśmy – zajmiemy się nimi bliżej za moment. Przyjrzymy się natomiast tylnej ściance aparatu – choć zestaw przycisków prezentuje się prawie identycznie, jak w "Pe-trójce" (pojawiła się dźwignia wyboru trybu pracy pokręteł, zniknął przycisk funkcyjny Fn1), to ich rozmieszczenie uległo poważnej rekonfiguracji.
O ile brak dodatkowego przycisku funkcyjnego może się nie podobać (choć nadal aparat oferuje ogromne wręcz możliwości personalizacji – oprócz przycisku Fn swobodnie można też przedefiniować działanie przycisków Zoom oraz filmowania, a dwóm z czterech przycisków wybieraka przypisać jedną z pięciu czynności), o tyle nowe rozmieszczenie wydaje się być lepsze. W poprzednim PEN-ie z serii E-P zbyt wiele przycisków znalazło się w jednej linii, przez co potrafiły się one mylić. Teraz już nie ma takiego problemu. Dodatkowo brak pionowego kółka sterującego sprawia, że o wiele trudniej jest coś przestawić przypadkiem – tak jak się to zdarzało wcześniej.
Jeszcze bardziej intuicyjne sterowanie za sprawą 2×2 Dual Control
Paradoksalnie w samym oprogramowaniu sterującym aparatem nie zmieniło się niemal nic – po co zresztą zmieniać coś, co od wielu już lat jest całkiem dobrze dopracowane i nieźle się sprawdza? Zmienił się natomiast sposób obsługi aparatu za sprawą przemodelowania systemu pokręteł. Wcześniej mieliśmy do czynienia z systemem podwójnym z jednym kółkiem poziomym i jednym pionowym. W Olympusie PEN E-P5 zastosowano natomiast rozwiązanie znane z bardziej zaawansowanych aparatów (m.in. z OM-D E-M5), które dodatkowo rozbudowano i usprawniono.
Dwa kółka sterujące – przednie i tylne zlokalizowane niemalże w jednej linii – schowano do połowy w korpus cyfrówki. Z systemem takim do czynienia mają od dawna użytkownicy lustrzanek z segmentów pół- i profesjonalnego i bardzo go sobie chwalą. W trybie manualnym jedno kółko steruje czasem naświetlania, a drugie przysłoną, w trybach preselekcji czasu i przysłony oraz programowym jedno służy do ustawienia korekty ekspozycji, a drugie reguluje wartość specyficznego dla danego trybu parametru – wartość przysłony w A, czas naświetlania w S, przesunięcie pary ekspozycyjnej w P. Proste, prawda? Tak proste, że wręcz domagało się jakiegoś usprawnienia.
Przede wszystkim, co zbytnio nie dziwi i zrealizowane zostało m.in. w Olympusie OM-D E-M5 aparat umożliwia dość dowolne skonfigurowanie, które pokrętło za co odpowiada i to niezależnie od trybu pracy aparatu (cały czas mowa o trybach PASM). Druga funkcjonalność jest już jednak czymś bardziej niezwykłym – na tyle, że jej twórcy nadali jej nazwę 2×2 Dual Control i promują ją jako jedną z pięciu najważniejszych cech aparatu. Otóż po przełączeniu dźwigni znajdującej się pod przyciskiem filmowania z pozycji 1 na 2 obydwa pokrętła zmieniają swoją funkcję: jedno służy do manipulowania balansem bieli, drugie zaś czułością ISO. W ten sposób nie tylko brak dodatkowego przycisku Fn na korpusie stracił na znaczeniu, ale też sam korpus zyskał funkcjonalność porównywalną z zaawansowanymi lustrzankami. Mówiąc wprost – wszystko, co trzeba w kwestii podstawowych ustawień aparatu da się zmienić bez wchodzenia do menu głównego czy podręcznego.
Przełącznik 2×2 Dual Control zarządzający funkcjonalnością pokręteł – element sterujący, który mamy nadzieję zagości w aparatach PEN i OM-D na dobre. (Fot. Jarosław Zachwieja) |
Oczywiście nie wszystkim system ten musi przypaść do gustu. Niektórzy z dziennikarzy obecnych na konferencji wyrazili też obawę, że część osób korzystających z niego może (zwłaszcza na początku) mieć z nim poważne problemy – w przypadku zapomnienia o tym, że ustawili sobie alternatywny tryb pracy nie będą wiedzieli, co się dzieje z aparatem. Nie podzielamy jednak ich obaw. Przede wszystkim funkcjonalność zrealizowano w taki sposób, że ten kto nie chce nie będzie w ogóle z niej korzystał. Po drugie i ważniejsze przełącznik trybów pracy ma budowę fizyczną – jest małą dźwignią. Użytkownik widzi więc od razu, w jakim trybie jest aparat (a dodatkowo w trybie 2 ekran wyświetla stosowne ostrzeżenie) i może go w każdej chwili zmienić.
Ułatwienia dla ostrzących ręcznie
Sporo przydatnych rzeczy pojawiło się też w kwestii manualnego ustawiania ostrości. Po pierwsze i najważniejsze: Sony nie jest już jedyną firmą, której aparaty fotograficzne wyposażone są w podwójną asystę ręcznego ustawiania ostrości. Teraz również produkt Olympusa zyskał funkcję Peaking, czyli zaznaczania obszarów, na które w danej chwili ustawiona jest ostrość (najbardziej kontrastowych krawędzi). Na chwilę obecną funkcja ta wydaje się wprawdzie działać nieco gorzej, niż w produktach firmy Sony (tylko dwie barwy obrysów do wyboru, brak możliwości regulowania czułości tego narzędzia), ale fakt pozostaje faktem – funkcja Peaking, zwłaszcza w połączeniu z możliwością nawet 14-krotnego powiększenia wybranego obszaru fotografowanej sceny (kolejne usprawnienie w porównaniu z modelem E-P3, gdzie powiększało się wyłącznie centrum kadru) czyli manualne ustawianie ostrości jest rozwiązaniem naprawdę komfortowym.
Druga innowacja to specjalny tryb pracy układu automatycznej regulacji ostrości sprzężony z funkcją lupy. Chodzi mianowicie o tryb Super Spot AF umożliwiający ograniczenie pola na które aparat ustawia ostrość nawet do 1/70 przekątnej kadru, przez co możliwe jest bardzo precyzyjne automatyczne ustawianie ostrości w sytuacji, gdy tradycyjne rozwiązania zupełnie sobie nie radzą – np. w makrofotografii. Dodatkowo fakt, iż w trybie tym również możemy bez przeszkód korzystać z dobrodziejstw układu stabilizacji obrazu w trybie Live View (innowacja przejęta z modelu OM-D E-M5 i poważnie usprawniona – szczegółowe informacje na ten temat podajemy na następnej stronie) czyni fotografowanie drobnych detali z ręki mniej uciążliwym.
PEN E-P5, czy OM-D E-M5? Trudny wybór
Jak do tej pory z tekstu tego można wysnuć wniosek, że wiele z pomysłów wprowadzonych w życie przez projektantów aparatu Olympus PEN E-P5 mocno zbliża tę konstrukcję do na chwilę obecną topowego modelu OM-D E-M5, podczas gdy inne stawiają ją nawet wyżej. Są to jednak nadal dwa różne aparaty – dlatego też gdyby obecnie przyszło nam wybierać lepszy spośród tych dwóch aparatów, to mielibyśmy twardy orzech do zgryzienia. Na tej stronie wyjaśnimy dokładniej, dlaczego tak uważamy.
[kn_advert]
Matryca z Olympusa OM-D, lepsza stabilizacja obrazu i inne zapożyczenia
Kluczowe elementy aparatu Olympus PEN E-P5 zostały przejęte z konstrukcji OM-D E-M5. Jest więc 16-megapikselowa matryca Live MOS wyposażona w pięcioosiowy układ stabilizacji obrazu. Stabilizator ten, podobnie jak w aparacie Olympus OM-D E-M5 jest w stanie działać nie tylko podczas naświetlania, lecz również w trybie Live View, jednak w odróżnieniu od starszego o rok korpusu, w którym funkcję tę należy włączyć, a jej działanie jest ograniczone czasowo, w najnowszym PEN-ie jest ona aktywna domyślnie. Producent tłumaczy to udoskonaleniem całego mechanizmu w wyniku czego nie drenuje on w takim stopniu akumulatora jak niegdyś. Stabilizator wykrywa też fakt wykonywania przez fotografującego panoramowania i odpowiednio reaguje wyłączając stabilizację w osi ruchu. Dzięki temu nie trzeba już ręcznie przełączać aparatu w odpowiedni tryb pracy.
Procesor odpowiadający za obróbkę obrazu to z kolei znany i sprawdzony (zarówno w aparacie OM-D E-M5, jak i w modelu PEN E-P3) TruePic VI. Co do tego mamy już nieco mieszane uczucia, ponieważ choć szósta generacja tego układu była już całkiem wydajna, to i tak zdarzały się sytuacje, kiedy ta wydajność pozostawiała nieco do życzenia. Cały układ rejestrowania obrazu w aparacie ma jednak wystarczającą wydajność, aby zapewnić tryb seryjny pracujący z prędkością do dziewięciu klatek na sekundę – podobnie jak w pierwszym i jak na razie jedynym aparacie z linii OM-D. Innowacją jest natomiast dodatkowy tryb seryjny pięcioklatkowy, w którym aparat jest w stanie ustawiać ostrość w trybie ciągłym (C-AF) z aktywną funkcją śledzenia ruchu.
Cechy lustrzanek z wyższej półki? Całkiem sporo
To jednak nie wszystko. Olympus PEN E-P5 może się poszczycić też pewnymi właściwościami, które sprawiają, że konstrukcyjnie aparat ten wysuwa się mocno przed całą swoją bezlusterkową konkurencję oraz większość amatorskich lustrzanek. Najbardziej chyba widoczną cechą tego typu (choćby dlatego, że wyróżnioną przez producenta jako jedną z pięciu najważniejszych cech tego aparatu w ogóle) jest mechaniczna migawka szczelinowa zapewniająca minimalny czas ekspozycji na poziomie 1/8000 sekundy. Jest to rzeczywiście imponująca wartość, tym bardziej że do tej pory mogły się nią poszczycić prawie wyłącznie lustrzanki z segmentu prosumer i wyższych.
To, ilu użytkowników będzie w stanie zrobić z tej cechy dobry użytek jest zupełnie inną kwestią (zgadujemy, że paradoksalnie niewielu), lecz w pewnych sytuacjach rzeczywiście tak krótkie czasy ekspozycji bywają bardzo przydatne – np. wówczas, gdy pragniemy zrobić zdjęcie o bardzo niskiej głębi ostrości, oświetlenie sceny jest bardzo intensywne, a my nie mamy pod ręką filtra szarego. W tym ostatnim zresztą pomóc może też inna cecha: obecna w nowym aparacie czułość 100 ISO. Jest ona niestety uzyskiwana w sposób syntetyczny, przez co można spodziewać się wyraźnego spadku rozpiętości tonalnej zdjęcia po jej ustawieniu. Zawsze jednak twierdzimy, że lepiej jest mieć do dyspozycji coś takiego, niż nie mieć niczego.
Bardzo ciekawie wygląda też kwestia współpracy z wbudowanym fleszem oraz lampami zewnętrznymi. W przypadku tego pierwszego projektantom aparatu udało się obniżyć minimalny czas synchronizacji z błyskiem do 1/320 sekundy (bądź też 1/4000 s. w trybie Super FP), co stanowi dość imponujące osiągnięcie. Lampa ta odznacza się liczbą przewodnią 10 przy czułości 200 ISO, działa w ośmiu trybach pracy (w tym w manualnym), a przede wszystkim może bezprzewodowo sterować lampami z rodziny FL-R (na chwilę obecną cztery kompatybilne modele) zebranymi w czterech różnych grupach. Z kolei minimalny czas synchronizacji z fleszami zewnętrznymi w normalnym trybie pracy wynosi 1/250 sekundy, co jest wynikiem bardzo dobrym, lecz już nie tak imponującym.
Czas reakcji? Błyskawiczny!
Na szczególną uwagę zasługuje czas reakcji aparatu na włączenie i naciśnięcie spustu migawki. Od razu zaznaczamy – to, co w opisie wygląda imponująco i tak nie oddaje rzeczywistego wrażenia, jakie zrobiło na nas samodzielne uruchomienie tego aparatu i wykonanie kilku zdjęć.
Pierwsza sprawa to czas startu – pół sekundy bez konieczności uruchamiania w tym celu żadnego specjalnego trybu. W praktyce wygląda to tak, że aparat na przełączenie dźwigni ON/OFF reaguje po prostu natychmiast i nie ma w tym żadnej przesady. Natomiast druga i jak sądzimy jeszcze ważniejsza para liczb to 0,044 i 0,05 s. Tyle wynosi minimalny czas tzw. shutter-lag, czyli opóźnienia pomiędzy fizycznym wciśnięciem spustu migawki oraz faktycznym wykonaniem przez aparat zdjęcia (ta niższa wartość dostępna jest w specjalnym trybie pracy, który narzuca na fotografującego pewne ograniczenia). Niezależnie od tego, który czas będziemy rozpatrywali jako "typowy", to i tak jest to wartość imponująca – shutter-lagiem na poziomie 50 ms i krótszym odznaczały się bowiem do tej pory niemal wyłącznie lustrzanki i to raczej te bardziej zaawansowane.
Z innych godnych uwagi wartości liczbowych wymienić warto rekordowo niskie opóźnienie w czasie generowania podglądu w opisywanym już wizjerze VF-4 (zaledwie 0,032 s.) oraz błyskawiczny czas przełączania się aparatu pomiędzy wyświetlaczem LCD a owym wizjerem (0,4 s.). Cechy te sprawiają, że korzystanie z wizjera elektronicznego pod względem komfortu coraz bardziej przypomina pracę z tradycyjną lustrzanką.
Parametry techniczne aparatu w odniesieniu do modeli E-P3 i OM-D E-M5
Jak jednak przedstawia się podstawowe zestawienie parametrów technicznych nowego dziecka z rodziny PEN? Jakie podobieństwa liczbowe można wymienić pomiędzy modelami E-P3, E-P5 i OM-D E-M5, a jakie różnice bez wnikania się w subiektywne odczucia związane z użytkowaniem obydwu aparatów? Oto skrótowe zestawienie najważniejszych cech.
Parametr | Olympus PEN E-P3 | Olympus PEN E-P5 | Olympus OM-D E-M5 |
Format matrycy | Mikro Cztery Trzecie (17,3×13 mm) | ||
Przetwornik obrazu | Live MOS; 12,3 megapiksela | Live MOS; 16,1 megapiksela | |
Maks. rozdzielczość zdjęć | 4032×3024 piksele | 4608×3456 pikseli | |
Stabilizacja obrazu | Dwuosiowa stabilizacja matrycy | Pięcioosiowa stabilizacja matrycy | |
Procesor obrazu | TruePic VI | ||
Wyświetlacz LCD | 3 cale; 610 tys. punktów (OLED) | 3 cale; 1,037 mln punktów (LCD) | 3 cale; 610 tys. punktów (OLED) |
Wyświetlacz dotykowy | tak | tak (powłoka oleofobowa) | tak |
Wyświetlacz ruchomy | nie | tak (odchylany) | nie |
Wizjer elektroniczny | zewnętrzny (częściowo kompatybilny z VF-4) | zewnętrzny (w pełni kompatybilny z FV-4) | wbudowany (rodzielczość 1,44 mln. punktów) |
Materiał korpusu | plastik + metal | metal | metal |
Uszczelnienia | nie | tak | |
Pokrętła sterujące | 1 + pokrętło wielofunkcyjne | 2 | 2 |
Czas naświetlania | 60 – 1/4000 s, Bulb | 60 – 1/8000 s, Bulb, Live Bulb | 60 – 1/4000 s, Bulb, Live Bulb |
Czułość ISO | 200–12800 ISO | 100 (Low), 200–25600 ISO | 200–25600 ISO |
Tryb seryjny | 3 kl./s | 9 kl./s (5 kl./s w trybach C-AF i AF Tracking) | 9 kl./s |
Układ AF | 35-punktowy | 35-punktowy (800-punktowy w trybie Super Spot AF) | 35-punktowy |
Kompensacja ekspozycji | -3 / +3 EV | ||
Bracketing Ekspozycji | 2 / 3 / 5 / 7 zdjęć | ||
Bracketing HDR | nie | 3 / 5 / 7 zdjęć | nie |
Bracketing ISO | 5 zdjęć | 3 zdjęcia | b.d. |
Programy tematyczne | 24 | 25 | 23 |
Filtry artystyczne | 10 | 12 | 11 |
Wielokrotna ekspozycja | tak | tak | tak |
Interwałometr / Time Lapse | nie / nie | tak / tak | nie / nie |
Wbudowana lampa błyskowa | tak | tak / l.p. 7 (100 ISO) | nie |
Czas synchronizacji z błyskiem | 1/180 s |
1/320 s (lampa wbudowana) 1/250 s (lampa zewn.) |
1/250 s |
Filmowanie | Full HD (1080/60i), HD (720/60p, 720/30p), SD (30 kl./s) | Full HD (1080/30p), HD (720/30p), SD (30 kl./s) | Full HD (1080/60i), HD (720/60p, 720/30p), SD (30 kl./s) |
Stabilizacja obrazu podczas filmowania | nie | tak | tak |
Bateria | BLS-5 (1150 mAh) | BLN-1 (1220 mAh) | |
Wersje kolorystyczne | 3 | 2 | |
Wymiary | 122×69×34 mm | 122×69×37 mm | 121×90×42 mm |
Waga (z akumulatorem i kartą pamięci) | 369 g | 420 g | 425 g |
Mamy nadzieję, że powyższa tabela rozwiąże wszelkie Wasze wątpliwości, zanim przejdziecie do ostatniej strony tego tekstu. Znajdujące się tam informacje wykraczają już bowiem poza możliwości czysto technicznych analiz.
Dodatki
Część nowości i ciekawostek związanych z aparatem Olympus PEN E-P3 ma dosyć nietypowy charakter. Jest to zbiór cech, funkcji i informacji, które w normalnej sytuacji nazwalibyśmy dodatkowymi – rzeczy wymykające się prostym zestawieniom, a często nawet czysto fotograficznej tematyce. Trudno jednak nazwać je właściwościami drugorzędnymi, gdyż przynajmniej w jednej kwestii stanowią one również element "żelaznej piątki" i tego wszystkiego, co czyni omawiany aparat tak wyjątkowym.
[kn_advert]
Wzorowo zrealizowana komunikacja bezprzewodowa z tabletami i smartfonami
Moda na łączność bezprzewodową i wykorzystywanie w fotograficznej działalności smartfonów, tabletów i innych urządzeń mobilnych zatacza coraz szersze kręgi. Nadal jednak problemem jest łatwość (czy raczej częściej "trudność") nawiązywania połączenia aparatu z innymi urządzeniami. W zależności od pomysłowości projektantów problem ten realizuje się lepiej lub gorzej. Ideałem jest oczywiście wzorzec łączności z wykorzystaniem technologii NFC – sparowanie dwóch urządzeń poprzez chwilowe zetknięcie ich ze sobą. Jest tylko jeden problem: wiele popularnych urządzeń mobilnych (w tym iPhone’y oraz iPady) nie jest wyposażonych w niezbędne elementy techniczne, a sama funkcjonalność NFC i jej implementacja w aparatach kosztuje.
Ilustracja procesu nawiązywania łączności oraz samej współpracy pomiędzy aparatem oraz iPadem zrobiła na uczestnikach konferencji ogromne wrażenie. (Fot. Jarosław Zachwieja) |
Rozwiązanie zaproponowane przez firmę Olympus dowodzi, że efekt bliski ideałowi można osiągnąć bez użycia technologii NFC. Wystarczy dobry pomysł. Jak więc wygląda komunikacja bezprzewodowa nowego PEN-a z innymi urządzeniami oraz co w ten sposób można osiągnąć? Zacznijmy od podstaw: konieczne jest urządzenie typu smartfon lub tablet pracujące w oparciu o system iOS lub Android wyposażone w aparat cyfrowy. Potrzebna jest też aplikacja Olympus Image Share 2.0 dla każdego z tych systemów dostępna bezpłatnie za pośrednictwem dedykowanego marketu. Teraz aby nawiązać połączenie wystarczy w lewym górnym rogu dotykowego ekranu aparatu PEN E-P5 uaktywnić specjalną ikonkę. Spowoduje to pojawienie się na wyświetlaczu cyfrówki specjalnego QR Code zawierającego wszystkie dane niezbędne do nawiązania połączenia – jedyne, co w tym momencie trzeba zrobić, aby nawiązać połączenie, to zeskanować kod przy użyciu wspomnianej przed chwilą aplikacji. Cała reszta zostanie zrealizowana automatycznie i bez naszego udziału. W ten sposób jeden aparat może się połączyć z czterema urządzeniami mobilnymi jednocześnie.
Jeszcze ciekawsze jest to, co można osiągnąć dzięki takiemu połączeniu. Oczywistą funkcją jest publikacja wybranych zdjęć z aparatu wprost w Internecie, ale to nie wszystko. Telefon lub tablet może też posłużyć jako narzędzie do przeglądania fotografii zgromadzonych na karcie pamięci – wszystkich lub tylko wybranych, jeśli tylko właściciel aparatu sobie tego zażyczy. Kolejna funkcja to zdalne sterowanie aparatem obejmujące ciągły podgląd właśnie kadrowanej sceny, ustawienie ostrości na wybrany punkt kadru i wreszcie wyzwolenie migawki. Bardzo ciekawe są też funkcje edycyjne programu, takie jak możliwość zmiany proporcji boków kadru na jeden z wybranych, udostępnianych również przez aparat oraz nałożenie na zdjęcie wybranego filtra artystycznego. A wszystko to już po wykonaniu zdjęcia.
I wreszcie ostatnia nowa funkcja dostępna w najnowszej wersji Olympus Image Share dotyczy geolokalizacji zdjęć. Nie jesteśmy wprawdzie przekonani, czy zaproponowane przez programistów i inżynierów z firmy Olympus rozwiązanie jest najszczęśliwsze, lecz trzeba przyznać, że w trakcie wstępnych prób spisywało się nienajgorzej. Otóż sam aparat pozbawiony jest modułu GPS, co samo w sobie ma tyleż zalet (geolokalizator potrafi mocno obciążyć baterię, zwłaszcza gdy próbuje bez powodzenia złapać sygnał z satelity), co wad. Do geotagowania zdjęć służyć może natomiast urządzenie przenośne z zainstalowaną aplikacją Olympus Image Share. Prowadzi ona stałą rejestrację naszego położenia, czyli zapisuje tzw. ślad lub ścieżkę i przypisuje do zdjęć lokalizację geograficzną zarejestrowaną w chwili wykonania fotografii. W ten sposób współrzędne geograficzne miejsca, w którym wykonano fotografię zostają zapisane w plikach JPEG i RAW za pośrednictwem zewnętrznego urządzenia pełniącego rolę tzw. dataloggera.
Wzbogacona funkcjonalność – tryb filmu poklatkowego (Time Lapse) i Live Bulb
Gdy pojawił się na rynku aparat Olympus OM-D E-M5, wielu jego recenzentów (w tym niżej podpisany) było pod wielkim wrażeniem trybu Live Bulb, umożliwiającego (z pewnymi ograniczeniami, ale jednak) wykonywać zdjęcia przy wydłużonych czasach ekspozycji z jednoczesnym podglądem aktualnego wyglądu rejestrowanej sceny. Funkcja ta w praktyce sprawdza się bardzo dobrze i stąd cieszy fakt, że trafiła ona również do najnowszego PEN-a. To jednak nie koniec nowości i niespodzianek.
Funkcja Time Lapse stanowi w Olympusie PEN E-P5 funkcjonalną nowość, a jednocześnie logiczne uzupełnienie wbudowanego interwałometru. (Fot. Olympus) |
Projektanci z firmy Olympus wraz z premierą modelu PEN E-P5 zaprezentowali kolejną użyteczną niespodziankę. Jest nią tryb realizacji filmów poklatkowych, czyli cieszących się obecnie niesamowitą popularnością time-lapse. I nie mamy tu na myśli wyłącznie programowania sekwencji zdjęć za pomocą interwałometru (również obecnego w omawianym aparacie), ale też montaż ich w postaci pliku wideo automatycznie z poziomu aparatu. Liczba zdjęć może być ustalona w zakresie od 1 do 99 klatek (dość niewiele, lecz do krótkich pokazów w zupełności wystarczy), a zaprogramowany odstęp czasowy między nimi może wynosić od 1 sekundy aż do 24 godzin.
Funkcja interwałometru oraz tworzenia filmów time-lapse jest bardzo dobrym pomysłem, choć byłaby znacznie bardziej użyteczna, gdyby w skład pojedynczej sekwencji mogło wchodzić więcej niż 99 zdjęć. Bez tego ograniczenia czasowe takiego filmu (zaledwie 10-sekundowe ujęcie) wydają się być zbyt duże.
Trzy wersje kolorystyczne obiektywów i edycje Premium dla bardzo wymagających
Aparaty Olympusa bardzo często dostępne były w wielu interesujących wersjach. Wystarczy wspomnieć miniaturową lustrzankę Olympus E-420 i jej limitowaną edycję Komachi kosztującą w swoim czasie dość zawrotne pieniądze. W przypadku aparatu PEN E-P5 producent poszedł w tym względzie na całość. Do aparatu można nie tylko dokupić specjalny futerał/nosidełko ze skóry dostępne w trzech różnych kolorach (jasnobrązowy, brązowy lub czarny), ale też zamówić go w postaci jednej z dwóch limitowanych edycji. Pierwsza, to wykonywany na zamówienie (zamiast standardowego) przedni uchwyt z japońskiego drewna wypolerowanego na wysoki połysk. Druga natomiast, która z całą pewnością przypadnie do gustu licznym Paniom to edycja w czerwonym skórzanym futerale i z czerwonym paskiem, której integralnym elementem jest luksusowa torebka wykonana z tego samego materiału.
Nabywanie aparatu w nietypowej wersji kolorystycznej zawsze wiąże się z pewnym problemem – dokupienie do niego dopasowanych pod względem barwy obiektywów nie zawsze jest możliwe. Firma Olympus najwyraźniej dostrzegła ten problem już jakiś czas temu, ponieważ wraz z nowym PEN-em zaprezentowane zostały czarne wersje kolorystyczne trzech znakomitych i popularnych obiektywów stałoogniskowych: M.ZUIKO DIGITAL 17mm F1.8, M. ZUIKO DIGITAL 45mm F1.8 oraz M.ZUIKO DIGITAL ED 75mm F1.8. Ich dostępność z pewnością ucieszy posiadaczy wszystkich korpusów systemu Mikro Cztery Trzecie w tej właśnie barwie – nie tylko najnowszego modelu z linii PEN.
Dla każdego? Niestety nie
Przy całym naszym zachwycie wyglądem i parametrami tego aparatu, a także ogólnie doskonałymi doświadczeniami z wypróbowania udostępnionych nam w Berlinie egzemplarzy przedprodukcyjnych ogólne wrażenie z najnowszego PEN-a zdecydowanie psuje tylko jeden element – cena. Sugerowana przez producenta wynosi 999 euro za samo body lub 1099 euro za podstawowy zestaw typu kit z obiektywem 14-42mm. Dostępny jest też bardziej rozbudowany zestaw z obiektywem stałoogniskowym 17mm 1:1.8 oraz wspomnianym już wizjerem VF-4, lecz jego cena będzie jeszcze wyższa i będzie wynosić 1449 euro. Naszym zdaniem jest to kwota zbyt wygórowana, szczególnie w porównaniu z najbliższą konkurencyjną ofertą firm takich, jak Samsung czy Sony. Dopóki nie spadnie i to w znaczącym stopniu, Olympus PEN E-P5 będzie dla wielu z nas jedynie nieosiągalnym marzeniem.
www.swiatobrazu.pl