24 lutego 2008, 14:03
Autor: Anna Cymer
czytano: 4203 razy

Pamięć fotografii

Pamięć fotografii

Pamiętanie za nas o zdarzeniach z przeszłości to jedno z głównych zadań fotografii. Przejawia się to w najróżniejszy sposób.

Ostatni weekend spędziłam z przyjaciółmi w Lublinie, pojechaliśmy powłóczyć się po mieście, zobaczyć zabytki, „pooddychać lubelskim powietrzem”, szczególnie że żadne z nas nie znało tego miasta wcześniej. Część z nas oczywiście robiła zdjęcia. Po powrocie pokazaliśmy je koleżance, która z Lublina pochodzi i zna miasto na wylot. I co się okazało? Była zadziwiona, jak inaczej widzimy jej miasto, jak bardzo inaczej ona je pamięta.

 


Lublin

Fotografia powszechnie uznawana za obiektywną rejestruje historię i wyręcza nas w zapamiętywaniu zdarzeń. Zdjęcia z uroczystości rodzinnych przechowuje się przez pokolenia głównie dlatego, że osoby i zdarzenia naturalnie się w naszej pamięci zacierają – za to zostają na zdjęciach w niezmienionej postaci. Przecież tylko po to robi się zdjęcia na ślubach, chrzcinach, wakacjach itp. Wraz z upływem lat przecież wszystko się w pamięci przeinacza lub po prostu zanika.

 


Lublin

Nie można zapominać, że po II wojnie światowej w Warszawie i innych zniszczonych bombardowaniami miastach zabytki i zwykłe budowle nierzadko odbudowano na podstawie zdjęć, bo pamięć człowieka jest nie tylko zawodna, ale też łatwo ją zmanipulować, za to fotografia nie poddaje się przeinaczeniom. Dzięki zdjęciom archiwalnym – np. z getta czy wydarzeń czasów komunizmu – czerpiemy wiedzę o historii, o autentycznych wydarzeniach, o których pisze się w podręcznikach. I tu znów fotografia pokazuje swoją wyższość nad ludzką pamięcią, także dlatego że nie pojawiają się w niej emocje. W obliczu zdarzeń dramatycznych, niebezpiecznych, ludzie – co oczywiste – przeżywają emocje, a te nie pozostają bez wpływu na pamięć. To właśnie takie głębokie uczucia potrafią po latach mieć wpływ na to, jak się pewne sytuacje odtwarza – najczęściej nie ma to wiele wspólnego z autentyzmem. Fotografia emocji ze sobą nie niesie.

 


Jedna z instalacji Christiana Boltanskiego

Choć i od tego jest pewien wyjątek. Są artyści, którzy świadomie odwołują się do zdjęć historycznych i wywołują dzięki nim emocje. Niedawno w Krakowie, teraz w Warszawie trwa wystawa Christiana Boltanskiego, francuskiego artysty, znanego głównie z tworzonych instalacji i performance’ów. Kilka lat temu w Polsce był pokazywany jego inny – oparty na archiwalnych fotografiach – projekt. W Warszawie zawisły billboardy z powiększonymi portretami zamordowanych w czasie wojny ludzi. Autentyczne zdjęcia, wyrwane nieco z kontekstu i nienaturalnie powiększone nie tylko zwracały uwagę, ale też odwoływały się do emocji.

Wojciech Prażmowski także ma na koncie projekty oparte na autentycznych, starych fotografiach. Wykorzystując rodzinne zdjęcia sprzed lat (a więc pasujące do opisanej powyżej teorii o obiektywizmie i emocjonalnym chłodzie takich fotografii), tworzy z nich kompozycje, instalacje, które symbolizują czy to poszukiwanie własnej tożsamości, czy też ukłon w stronę dziedzictwa, które każdy z nas ma po przodkach. Zresztą wielką wartością tych projektów jest to, że mimo iż nie występują na nich protoplaści każdego z widzów z osobna, odwołują się do emocji bliskich każdemu człowiekowi.

Fotografią można manipulować, to jasne. Łatwo się za jej pomocą kłamie i fałszuje rzeczywistość. Często robi się to w złej intencji. Ale z drugiej strony, jeśli zachowa się wiarę w obiektywizm niektórych typów zdjęć, można z ich pomocą albo odtworzyć historie, albo wejść w emocjonalny dialog.



www.swiatobrazu.pl