24 czerwca 2007, 13:49
Autor: Anna Cymer
czytano: 7481 razy

Syndrom Photoshopa

Syndrom Photoshopa

Polska fotografia prasowa dołączyła do „szacownego” grona fotografii nowoczesnej – czyli manipulowanej cyfrowo. I naszą rzeczywistość zaczął kształtować Photoshop.

No i stało się. I polską fotografię dotknął „syndrom photoshopa”. Po ogłoszeniu wyników znanego i cenionego konkursu fotografii prasowej Grand Press Photo okazało się, że jedno z nagrodzonych zdjęć jest fotomontażem.

 


Zdyskwalifikowane zdjęcie Piotra Skórnickiego. Zaznaczone miejsca, w których autor "skopiował i wkleił" te same gołębie, Źródło: www.press.pl

Jury natychmiast zdyskwalifikowało laureata, odbierając mu nagrodę, a sam fotograf – już poza konkursem – został zwolniony z pracy. Piotr Skórnicki, bo to on jest autorem zdjęcia ma potężnego pecha. Bo nie dość, że stracił dobrą pracę (był szefem działu fotograficznego poznańskiego oddziału Gazety Wyborczej), to zawodowo jest już chyba „spalony”. Wszystkie media bardzo nagłośniły sprawę, zgodnym głosem potępiając zachowanie fotografa. Rzadko kiedy można było się doszukać cytatów z licznych listów broniących Skórnickiego oraz pism, wysyłanych do mediów, autorstwa jego współpracowników, którzy bronili profesjonalizmu szefa, feralne zdjęcie określając jako „nieszczęśliwy wypadek”. Dużo częściej można było poznać opinie, że fotograf „okłamał Polaków”, „zmienił rzeczywistość”, „sprzeniewierzył się etyce fotoreportera”.
I niby to wszystko prawda – jego zachowanie jest godne potępienia – jednak nie mogę się oprzeć wrażeniu, że Piotr Skórnicki stał się trochę przypadkową ofiarą. Miał pecha, że akurat na jego zdjęciu dostrzeżono cyfrową manipulację (rzeczywiście była dość łatwo dostrzegalna). Ale czy każdy, kto „rzucił kamieniem” jest w stanie ze stuprocentową pewnością powiedzieć, że zdjęcia, które ogląda codziennie w gazecie, nie są w daleko idący sposób przerabiane w komputerze? Nie sadzę...
Oficjalnie dopuszcza się takie cyfrowe zmiany w zdjęciu, jakie „w poprzedniej epoce” teoretycznie dałoby się wykonać w ciemni – czyli poprawę kontrastu, kolorów, ewentualnie ostrości. I w ten sposób jest poprawianych zapewne 100% zdjęć przeznaczonych do druku. Jednak nie chce mi się wierzyć, że nic więcej się z nimi nie robi.
Historia fotografii zna setki przykładów takich zmanipulowanych zdjęć, i to sprzed epoki photoshopa. Nawet jedna z fotograficznych ikon – zdjęcie Roberta Capy z wojny domowej w Hiszpanii – podobno jest „pozowane”.

Joe Rosenthal, fotografując zatknięcie amerykańskiej flagi na górze Suribachi w czasie II wojny światowej, też ponoć prosił żołnierzy o powtórki – żeby ładnie ich zakomponować na zdjęciu.

Co roku przy okazji konkursu World Press Photo okazuje się, że niektóre nadesłane zdjęcia są kompozycjami stworzonymi w komputerze. Wymieniać można by długo, chyba powoli powinniśmy się zacząć przyzwyczajać, że to komputery kreują, albo co najmniej upiększają świat, który nas otacza (przynajmniej ten za zdjęciach).
I w tym właśnie kontekście „piekiełko”, jakie rozpętano wokół zdjęcia Piotra Skórnickiego wydaje się i mocno zapóźnione, i mocno przesadzone. Fotograf popełnił błąd, to prawda (zresztą się do niego przyznał), ale takie zdjęcia wszędzie nas na co dzień otaczają! Wydaje mi się, że w wypowiedzeniu z pracy, jakie dostał Skórnicki, powinno być napisane, że traci on pracę nie za zmanipulowanie zdjęcia (bo to w większym lub mniejszym stopniu robią wszyscy), tylko za to, że jest pechowcem – że akurat przy jego zdjęciu się to wydało...



www.swiatobrazu.pl