20 listopada 2017, 11:00
Autor: Redakcja SwiatObrazu.pl
czytano: 2118 razy

Layer-lapse Nowego Jorku – oszałamiający timelapse wyczyniający sztuczki z czasem

Layer-lapse Nowego Jorku – oszałamiający timelapse wyczyniający sztuczki z czasem

Zawsze, kiedy myślicie, że w pewnej dziedzinie nic nowego nie da się już pokazać, pojawia się coś, co zmusza Was do przemyślenia całej sprawy raz jeszcze – znacie to? Obecnie w technikach foto-wideo taką właśnie dziedziną wydają się obecnie filmy wykonywane w technice timelapse. O ile jednak różne nowatorskie (a także te mniej nowatorskie) dokonania w tej dziedzinie mogą się podobać, ale na ogół nie zajmują na dłużej naszej pamięci, o tyle najnowsza produkcja Juliana Tryby, twórcy techniki layer-lapse naprawdę rzuca na kolana. Co w jest takiego niezwykłego w tym poklatkowym teledysku, którego tematem jest Nowy Jork? Ano to, z jaką beztroską twórca wykorzystał w nim czwarty einsteinowski wymiar – czas.

Wyobraźcie sobie teledysk poklatkowy zrealizowany w technice timelapse prezentujący wielką metropolię. Ładne? No, ładne, ale już było i to nie raz. To teraz dodajmy do tego pomysł zarzucenia ciągłości czasowej: niech autor traktuje upływający w filmie czas (jakby nie było, bardzo ważny aspekt niejako stanowiący o specyfice timelapse jako techniki i jako gatunku filmowego) jak jeszcze jeden środek wyrazu, którym może manipulować równie dowolnie, jak kompozycją czy kolorystyką scen. Brzmi ciekawie? Nawet na pewno. Ale jeżeli te manipulacje czasem ograniczymy tylko do ściśle określonych wycinków kadru, takich jak konkretne budynki w poszczególnych ujęciach, a wszystko zsynchronizujemy z dynamiczną muzyką z gatunku electronic dance? No tak, tego już zapewne nie jesteście sobie w stanie za bardzo wyobrazić. I nic dziwnego! Obejrzyjcie zatem poniższą produkcję zatytułowaną NYC Layer-Lapse, a wszystko stanie się jasne.
 

NYC Layer-Lapse from Julian Tryba on Vimeo.

 

No, jesteście tu jeszcze, czy zupełnie odlecieliście? Nie wstydźcie się, my za pierwszym razem odlecieliśmy kompletnie. Pomysł, wykonanie, a przede wszystkim wizja środków, jakie trzeba było włożyć w realizację tego krótkiego przedsięwzięcia – które nie jest tak naprawdę niczym innym, niż bardzo efektowną zabawą i technologicznym demem założonej przez Juliana Trybę firmy Alinia Media – są obezwładniające. Najbardziej jednak zachwyca sama idea takiego, a nie innego potraktowania tworzywa wizualnego, w którym nikt wcześniej nie był w stanie dostrzec podobnego potencjału. No i rozczula też pomysł podłożenia do niektórych ujęć obrazów rozgwieżdżonego nieba, jakie nowojorczycy mogą oglądać raczej tylko podczas poważnych awarii zasilania w swoim mieście...

[kn_advert]

Oczywiście praca nad NYC Layer-Lapse nie była prosta. Autor dość szczegółowo wymienia w liczbach, jaką cenę poniósł za realizację swojego pomysłu: 22 wycieczki z Bostonu (gdzie mieszka) do Nowego Jorku, 232 tysiące wykonanych zdjęć, 352 godziny filmowania, prawie 10 tysięcy przebytych mil i ponad 1400 dolarów wydanych na same opłaty postojowe. A wszystko po to, aby pokazać Nowy Jork za pomocą techniki, którą można najtrafniej określić mianem wielowarstwowego time-lapse.

Sam autor eksperymentuje z techniką, którą sam określa mianem "layer-lapse" już od ładnych kilku lat. Pierwszą jego produkcją tego typu, jaką zaprezentował szerszej publiczności był "Boston Layer-Lapse" – film bez porównania prostszy i montowany ręcznie. Było to możliwe dzięki temu, że jak pisze o tym twórca, pojedyncza scena w tamtym filmie zawierała około 30 warstw, czyli od 3 do 10 razy mniej, niż w przypadku "NYC Layer-Lapse". Od tamtego czasu Julian Tryba poświęcił dużo czasu na doskonalenie tej techniki (porzucił m.in. zawód inżyniera, koncentrując się w całości na założonej przez siebie firmie Alinia Media), czego efektem było opracowanie odpowiednich skryptów do After Effects, technik płynnego łączenia ze sobą ujęć jednego miejsca uwiecznionego o różnych porach dnia i nocy oraz metod synchronizowania tych przejść z podkładem muzycznym.
 

Boston Layer-Lapse from Julian Tryba on Vimeo.

 

Jak widzicie sami, efekty są oszałamiające. Największe wrażenie robi jednak bezpośrednie porównanie eksperymentalnej i bez porównania bardziej prymitywnej produkcji, jaką jest Boston Layer-Lapse z technicznym majstersztykiem NYC Layer-Lapse. Jest to najlepszy dowód na to, że doskonalenie własnych pomysłów – nieważne jak bardzo zwariowane by one nie były – naprawdę ma sens i bywa bardzo inspirujące. A już na pewno daje znacznie lepsze efekty wizualne, niż wykorzystanie latającego w kółko drona.

 

Źródło: Alinia Media

 

 



www.swiatobrazu.pl