25 maja 2011, 12:35
Autor: Jarosław Zachwieja
czytano: 4127 razy

Ostatni pstryk mody - sprzętowe obsesje. Ulubiona funkcja

Ostatni pstryk mody - sprzętowe obsesje. Ulubiona funkcja

Nie ulega wątpliwości, że aparat służy do robienia zdjęć. Sposób, w jaki wykorzystuje go fotograf, to już jednak zupełnie inna sprawa. Zapewne wielu fotografujących użytkowników cyfrówek często i w sposób świadomy byłoby w stanie wskazać w swoim sprzęcie dziesiątki funkcji, które wykorzystują rzadko bądź nie wykorzystują ich wcale, a także takie cechy, bez których nie mogą żyć. W moim przypadku refleksja nad tym ostatnim elementem doprowadziła do tego, że zacząłem się zastanawiać nad rolą tzw. wojen systemowych we współczesnym światku fotograficznym. Wnioski były całkiem ciekawe.





W ciągu ostatnich lat spory typu "Canon jest najlepszy, a Sony to niech lepiej telewizory produkuje" zdecydowanie straciły na znaczeniu. Nic w tym dziwnego – kwestie związane z jakością rejestrowanego przez cyfrówki obrazu, poziomem szumów i innych mniej lub bardziej obiektywnych cech już dawno przestały się liczyć w innych porównaniach, niż precyzyjne testy syntetyczne. Cóż bowiem z tego, że aparat A szumi bardziej niż aparat B, skoro różnica pomiędzy tymi szumami w praktyce jest widoczna pod lupą i to przy czułościach od 6400 ISO wzwyż? Jeżeli chodzi o modele należące do jednej klasy, to aparaty cyfrowe różnych producentów już kilka lat temu osiągnęły ten sam, wysoki poziom jakości obrazu czy nam się to podoba, czy nie. Oczywiście kwestie typu "co kto lubi" nadal pozostały, mają już jednak nieco inny charakter, niż kiedyś.

ostatni pstryk mody sprzętowe obsesje ulubiona funkcja Canon Nikon Pentax obiektywy aparaty felieton publicystyka ostatni pstryk mody sprzętowe obsesje ulubiona funkcja Canon Nikon Pentax obiektywy aparaty felieton publicystyka
Sześć lat temu, kiedy na rynku konkurowały ze sobą takie "antyczne" modele lustrzanek cyfrowych, jak Canon EOS 20D i Nikon D70s mówienie o przewadze rozwiązań technicznych jednego producenta nad dziełami jego konkurentów miały znacznie więcej sensu, niż teraz. Obecnie jednak pod tym względem mamy do czynienia z modelami stojącymi na bardzo wyrównanym poziomie.

 

Jasne jest, że pewna część użytkowników nadal będzie święcie przekonana, że "ich" producent robi najlepsze aparaty na świecie – pod tym względem ludzka natura jest niezmienna, a osobnicy należący do wspomnianej grupy kompletnie niereformowalni. Pozostawiając jednak ten problem zupełnie na boku, co nam pozostaje? Czy spory pomiędzy zwolennikami różnych systemów zupełnie zanikły? Chyba jednak nie  – wystarczy zerknąć na dowolne większe internetowe forum fotograficzne, aby się o tym przekonać. To samo z licznymi dylematami osób szukających dla siebie pierwszej lustrzanki – te nadal istnieją i mają się dobrze. Jeden ze sposobów radzenia sobie w takich sytuacjach (przez eliminację tych producentów, których produkty nie spełniają naszych wymagań) opisałem w poprzednim odcinku tego cyklu. A jak patrzą na to tacy jak ja, którzy już mają swój sprzęt od jakiegoś czasu, używają go i dobrze poznali?

Zależy od tego, co dany delikwent myśli na temat swojego sprzętu. Jeżeli mu on nie odpowiada (lub też za wszelkie niepowodzenia wini bezduszną maszynę, a nie brak własnych umiejętności), to klnie na czym świat stoi i marzy o zestawie bardziej utalentowanego lub zamożniejszego kolegi – tu sprawa jest prosta. Jeżeli osoba ta jest w pełni zadowolona, to również nie ma żadnych problemów z określeniem jej stosunku do producenta aparatu. Obowiązuje tu zasada "najlepszy sprzęt na świecie to taki, który mam, ponieważ spełnia w stu procentach moje potrzeby". Najweselej jest natomiast wówczas, kiedy generalnie jesteśmy zadowoleni z dokonanego wyboru, ale coś nam nie do końca pasuje. Jak wówczas w obliczu kontaktu z innym systemem fotograficznym, który się nam podoba uzasadnić (najczęściej przed sobą samym), dlaczego korzystamy ze sprzętu takiego, a nie innego producenta?

ostatni pstryk mody sprzętowe obsesje ulubiona funkcja Canon Nikon Pentax obiektywy aparaty felieton publicystyka
Niekiedy elementem decydującym o tym, że trzymamy się jakiegoś konkretnego systemu jest drobiazg – konkretna cecha, bądź nawet konkretny model obiektywu lub lampy błyskowej. Oczywiście często towarzyszy temu również silne przywiązanie do marki lub zwyczajny sentyment. Może być to też spowodowane długim poszukiwaniem "sprzętu idealnego" – podstawowego zestawu fotograficznego spełniającego wszystkie zadania, jakich oczekuje od niego użytkownik. Dla autora tego artykułu takim bliskim ideału zestawem (choć jak widać nie do końca doskonałym) jest Canon EOS 50D z obiektywem EF-S 17-55mm f/2.8 IS USM.

 

Zapewne zaskakująca może się wydać teza, że większość z nas ma w swoich aparatach jedną lub więcej funkcji (bądź cech) trzymających nas przy posiadanym sprzęcie, niemniej jednak na przestrzeni wielu rozmów z różnymi fotografami oraz własnych obserwacji mogę stwierdzić, że zjawisko takie rzeczywiście występuje. W moim przypadku (od kilku już lat jestem użytkownikiem systemu Canona wybranego ze względów czysto praktycznych: gdy kupowałem aparat w moim otoczeniu najwięcej było właśnie "kanonierów", a możliwość pożyczenia lepszego obiektywu czy lampy błyskowej jest dla początkującego fotografa wręcz nieoceniona) czymś takim okazał się… system stabilizacji obrazu dostępny w używanych obiektywach. Naprawdę! Stosowane przez Canona i Nikona rozwiązanie zakładające stabilizację nie matrycy (jak ma to miejsce w rozwiązaniach większości ich konkurentów) lecz soczewek w obiektywie, ma – jak większość innych – swoje wady i zalety, o czym również wspominałem w ostatnim artykule z cyklu "Sprzętowe obsesje". Bez specjalnego rozpisywania się powiem teraz tylko, że jego wady niezbyt mi przeszkadzają, ponieważ nie stosuję często obiektywów pozbawionych stabilizacji, a nawet jak mi się to zdarza (np. przy starych, manualnych "szkłach" makro), to po prostu nie jest mi ona potrzebna. W pozostałych sytuacjach natomiast korzystam z niej praktycznie bez przerwy, bowiem wspomaga mnie ona nie tylko podczas fotografowania (nieporuszone zdjęcie wykonane z ręki przy ogniskowej 300 mm z czasem naświetlania 1/13 sekundy? Tak, to jest możliwe!), ale też przy kadrowaniu oraz ostrzeniu manualnym w trybie live view. We wszystkich tych sytuacjach funkcja ta jest po prostu niezastąpiona i już niejednokrotnie ocaliła mi skórę.

Od wielu lat mam słabość do lustrzanek należących do stajni Pentaksa. Bardzo cenię sobie ich ergonomię i niezwykle rozbudowaną funkcjonalność, a także niezwykle interesującą ofertę obiektywów. Boleję też nad tym, że system ten jest w Polsce mało popularny, a jego dystrybucja… żeby być dyplomatycznym napiszę tylko, że pozostawia bardzo wiele do życzenia. Niestety Pentax jest jednym z tych producentów, u których stabilizacja obrazu jest elementem matrycy, a więc działa tylko w momencie naświetlania zdjęcia – z mojego punktu widzenia jest więc gorsza od rozwiązania, z którego korzystam. W ciągu ostatnich miesięcy sporo natomiast miałem okazji pofotografować sobie aparatami Nikona, który, podobnie jak Canon, stosuje systemy stabilizacji optycznej wbudowane w obiektyw. I w tym przypadku już nie było tak prosto… aparaty te mają znakomitą funkcjonalność i ergonomię, przez co dosłownie "kleją się" do ręki nawet tych osób, które wcześniej nie miały okazji ich używać. Niemal wszystkie drobne wady, na które narzekałem przez lata używania Canona (a było tego trochę), w przypadku bardziej zaawansowanych Nikonów praktycznie nie istnieją. Zaczęło się więc zatem robić groźnie – na szczęście jednak dość szybko okazało się, że również konstrukcje spod znaku żóło-czarnego logo mają swoje drobne, irytujące mnie cechy. Zyskałem zatem punkt oparcia, którego zamierzam się trzymać, aby niepotrzebnie nie komplikować sobie życia.

ostatni pstryk mody sprzętowe obsesje ulubiona funkcja Canon Nikon Pentax obiektywy aparaty felieton publicystyka
Zaprezentowany w 2009 roku aparat Pentax K-7 stanowi wspaniały przykład bardzo udanej konstrukcji, która jednak jest w naszym kraju niezbyt rozpowszechniona – głównie za sprawą stosunkowo niewielkiej (zupełnie niesłusznie!) popularności marki.

 

Przy tym wszystkim nie ma się co oszukiwać – dobrze zdaję sobie sprawę z faktu, że wszystko to pic na wodę i wymówka mająca zatuszować fakt, że zmiana systemu wiązałaby się ze sporymi wydatkami, sprzedaniem starego sprzętu do którego przywykłem i który mimo wszystko bardzo lubię, koniecznością zmiany przyzwyczajeń i nauczenia się wielu rzeczy od nowa. No i oczywiście musiałbym przekonać żonę, że taki wydatek jest mi absolutnie niezbędny, co już zakrawa o mission impossible – tym bardziej, że tu akurat musiałbym ordynarnie kłamać, bo przecież doskonale radzę sobie tym, co mam. Jest to więc tylko wymówka – ale wymówka bardzo wygodna i kryjąca w sobie sporo prawdy.

 

 

"Ostatni pstryk mody – sprzętowe obsesje" to nowy cykl artykułów felietonistycznych serwisu SwiatObrazu.pl, którego zadaniem jest ukazywanie obecnego rynku foto-wideo z punktu widzenia redaktora będącego jednocześnie użytkownikiem i pasjonatem aparatów cyfrowych i kamer wideo. Prezentowane na łamach tego cyklu tezy stanowią tylko ilustrację poglądów autora i niekoniecznie muszą zgadzać się z poglądami innych członków redakcji.



www.swiatobrazu.pl